Total Pageviews

Friday, October 17, 2008

Sergiusz: 187-203

Od lewej: „Jurand”, „Fakir”, „Derwisz”.

Sergiusz: 187.
Będę robił tu wysiłek, dopóki sił starczy. Ale czas ucieka i odpływa dobry element. Dowiedziałem się jednak, że „Zosia” nawiązała wreszcie kontakt. Zobaczymy. Żadne specjalne trudności nie nasuwają się. Z „Zosią” jest wszystko, jak dawniej. Stosunek jej do pracy jest wprawdzie oryginalny, ale da się do rzeczy użyć. Jaka ona jest? Błąka się po manowcach psychometafizyki. Szarpie w sobie - rozbiegające się w falach bezładnych - poglądy na życie pozagrobowe, kwestię Boga i człowieka. Nieustannie oddaje się poszukiwaniom ciekawych ludzi. Entuzjazmuje się poetami, muzyką, itd. Co się dzieje w niej, od czasu naszych dawnych rozmów? Wtedy rozmawialiśmy dużo i miałem możliwość wpływać na jej zdeformowane światopoglądy. Wydawała mi się chorą. Ba, kaleką z jej fantastycznym podejściem do zagadnień życia. Jedno - co zdobiło ją - to czystość poetycka. Dla mnie, oczywiście było to i jest dziewiczą, a sztuczną (jak u katolików) zasłonką. W gruncie rzeczy, jest predysponowana na taką samą, jak inne. Rozpustną, albo przewrażliwioną, Magdalenę. Dzisiejszy jej entuzjazm wyschnie, kiedy podejdzie sama do siebie, ale do dziś daleka jeszcze jest od tego.
Sergiusz: 188.
To są jej wewnętrzne odbicia. Na ich tle znam ją, jako działaczkę bojową. Szła, robiła, wiozła. I dziś najświeższe wydarzenia, kiedy zbliżamy się do końca 1944r, zastały ją gotową do pracy. Fakt, że czuje się nieustannie osaczona wątpliwościami, przeszkadza jej w pracy. Do diabła z tym. W to wątpi, w tamto wątpi. Co za komedia u licha. Ja w nic nie wątpię, a we wszystko wierzę. Jestem śmiały i zdecydowany. Konieczne jest, żeby „Duch” współpracowała z nią. Ta jest cudownie mocna i silna. W dalszym ciągu kocham ją, mimo, iż spotkanie z Liali przekonało mnie o przewadze uczuć ku tej ostatniej. Potęga miłości i pociągu, które ku niej odczuwam, jest wielka. Jej pragnę ponad wszystko. Gdy „Duch” jest dzieweczką świeżą, jak dojrzewająca czereśnia, Liali jest już owocem dojrzałym. Wspomnienia spotkań w dni wielkich, grożących mi niebezpieczeństw, ukazały się z nową wyrazistością. I wtedy i potem, była mi wierną.
Sergiusz: 189.
Nie znam jej. Niekiedy tylko wyczuwam płat myśli. Zgaduję jej skłonność ku mnie. Spotkałem i znów pragnienie pocałunków, choć w miłości nie jest wcale wyrafinowana. O nie! Poza kobiety znającej życie dodaje jej tylko uroku. Ale posiada świeżość miłości, która nie wygasła. Poza tym jest dla mnie drogą, ze względu na moją rodzinę. Jej to zawdzięczam uwolnienie Brata. Ona jedna bodaj - z pośród wielu znajomych - nie odwróciła się od nas w dniach nieszczęścia. Aż w nieszczęście sama wpadła (więzienie Łukiszki). Tu przychodzi szacunek. Tym więcej, że była żoną Litwina a więc - jak setki i tysiące innych - mogłaby się odwrócić. Bydło wileńskiego społeczeństwa nie omieszkało jej szarpać w opinii. Plunąć im w pysk!
Sergiusz: 190.
Wreszcie oznajmili mi przyjaciele, że mogę się zobaczyć z „górą” KO. Okazało się, że szukali mnie już bardzo długo. Meldunki o mnie i mojej działalności, podnosiły im włosy na głowach. Umalowano mnie na potwora i rozbójnika. Kto to zrobił? Gówniarze! Tchórzliwi i wykrętni. Psiaki i tyle. Komendant zdecydował się przejść nad tym, do porządku dziennego. Kogo ograbiłem, kogo zabiłem, nikt tego nie odmieni. Chodzi o zorganizowanie i ład w pracy. Dobrze. Wszystko mi się podobało. Bo nareszcie KO zdecydowało się przystąpić do walki. Niszczyć prześladowców! Robiłem to od początku ich obecności. Będę robił dalej. Wprawdzie nie dam się używać, jak się wyraził Leon, czyli inspektor „Bezmian”, albo wykorzystać. Nie jestem prezerwatywą, ani prostytutką, czy też naiwną dziewczynką. Będę pracował!
Sergiusz: 191.
Otrzymałem nominację dnia 7-12-1944 z natychmiastowym rozkazem działania. Z miejsca wyłoniła się przeszkoda. Broń tu, ludzie tam. Teren otrzymałem dobry. Ten, po którym się kręciłem od kilku miesięcy. Zwróciłem się do „Jura” o pomoc w początkowej fazie nowej pracy. Na dzień 10-12-1944 czekam na kolegów z miasta, bo dłużej siedzieć tam nie chciałem. Po trzech miesiącach mojej nieobecności, nic się tam nie zmieniło. Mniejszy ruch. Noce i wieczory pełne przygód i zbrodni. Armia czerwonych bojców, rabuje i morduje. Nad ranem - tu i tam - znajduje się trupa odartego do naga. To się nazywa rozprężeniem w armii. Biorą na wódkę i zakąskę. Od czasu, do czasu, pada jakiś zdrajca z wyroku. KW potężnie się rozbudowało. Moje zdanie – oczywiście - że za mało odwetu na sobaczej bandzie. Wilno roi się od konfidentów.
Sergiusz: 192.
Dużo partyzantów - nawet dowódcy niektórzy - zdradzają, sprzedają. Jeden za drugim – seriami - wpadają ludzie Organizacji. Wsypa za wsypą. Bezmyślnie zaopatrzeni w dokumenty, znikają za kratami więzienia. Fałszywe dokumenty, nie ratują, tylko gubią. Mówiłem to, kiedy masa byłych partyzantów i członków Organizacji zalegała biuro paszportowe. Komu trzeba i komu nie trzeba, byle mieć taki dokument. Głupota poniosła tąż masę w szeregi Berlinga. Już 18,000 z Wileńszczyzny. Wstyd i hańba! Idą i idą. Idą chłopi i mieszczanie. Polacy, Litwini, Białorusini, a nawet obywatele Sowietów. Bolszewicy, sami przygotowali do tego wielką propagandę. Co czeka ich u Berlinga? Śmierć i wstyd. Wyzyskają i zmiażdżą masy polskiej młodzieży Ziem Wschodnich. Komenda zabroniła. Dziś Komenda, już piętnuje zdrajców. Rejestracja do armii sowieckiej od momentu badań lekarskich wykazuje, do czego zmierza sobacza banda.
Sergiusz: 193.
Wycisną z nas wszystko, żeby móc - tym łatwiej - zdławić polskość w kobietach i dzieciach. Dziś - bez osłony tanków i armat - pakują zastępy Berlinga na wspaniale zorganizowaną linię niemiecką. Z dobrze ubranych ochotników, zostaje miazga. Jutro w szeregach czerwonych pogonią nieochotników. Naród znów struchlał. Jakby na 100 lat. Las wzywa. Przestrzenie zapewniają bezpieczeństwo. Boją się. Polacy się boją, bo nie są pewni jutra. Nie zastanawiają się, że gorsze o wiele jutro czeka ich w szeregach regularnej armii, gdzie może w ciągu jednej godziny zginąć parę tysięcy. Mianowano mnie Dowódcą Oddziału Samoobrony Ziem Wschodnich Nr 4. Teren: płn.- zach. od Wilna. Teren, do którego poczułem skłonność. W tej chwili pomyślałem, może i znajdę tam swoje „pół metra kpt. „Groba”.
Sergiusz: 194.
Opuściłem miasto, bo z 7 na 8 spotkała mnie przygoda. Jedna taka wystarcza, nie należy przeciągać struny. O godz. 4 rano, obudziło nas dobijanie się. Drzwi, szyby, cały dom drżał w posadach. To samo działo się z gościnną gospodynią. Mnie, nie wypadało poddawać się panice. Zdecydowałem szybko. Skaczę przez okno. Los chciał, że żołdaki zeszły z posterunków ulicznych do podwórka. Skoczyłem, pozostawiając cieplejsze ubranie i buty. Ileż to razy udało mi się już. Cały okres wojny wypełniony jest dramatycznymi chwilami mego życia. Droga przez granicę, teren okupowany przez bolszewików. Wyprawa do Warszawy, ucieczka pod strzałami straży granicznej. Więzienie, 1,5 r. Ucieczka i to niesamowite spotkanie z oddziałem egzekucyjnym NKWD. A przed tym wszystkim, fatalna wojna 1939 r. i dwukrotna ucieczka z szeregów zezwierzęcianych głodem jeńców.
Sergiusz: 195.
Ucieczka z obozu, obstawionego karabinami maszynowymi. W biały dzień, w Kutnie. To mnie napełniało szaloną radością. Praca w mieście. Rozbrajanie Gestapowców. Likwidacja redaktora i Danki, kiedy to „Jurek” zawiódł i pogoń waliła do mnie, raz po raz. Bitwa, a raczej potyczka z litewską policją. Byłem jeden właściwie, przeciwko trzem. Dwóch położyłem („Wincukowi” maszyna się zacięła). Osaczenie mnie przez Gestapo. Ranny uciekam. Powtórne osaczenie na Sierakowskiego, kiedy to szedłem z Liali, a oni deptali mi po piętach. Instynkt budził we mnie niepokój o czym powiedziałem cudnej mej kochance. Przypomniało jej to zły sen ostatniej nocy. Decyzja w takich wypadkach jest błyskawiczna. Zawróciłem i poczęstowałem prześladowców swoich promieniem światła (była najciemniejsza noc). Zidjociali, stracili orientację, a mnie już nie było. Wtedy już znali moją melinę na zaułku Zakretowym, bo szła tam za nami przeklęta Litwinka, kochanka rozbrojonego Gestapowca.
Sergiusz: 196.
Nie mogąc mnie odnaleźć, śledzili Liali. A ta o tym nie wiedziała. Chociaż, kto wie, jak prawda owego wypadku wygląda. Znów mnie stracili. A potem, wizyta dwóch policjantów i ich koniec. Do tego, okres dość burzliwych awantur partyzanckich podczas niemieckiego zniewolenia. Teraz nawa faza „przygód”. Wycieczki krajoznawcze skończyły się. Zrobiłem pierwsze kroki celem postawienia na nogi organizacji oddziału S.Z.W. Nr 4. Zaczęło się od przygody. Wizyta Milicji. Czyli łapanka i obława z której wyszedłem lufcikiem. Inspektor „Bezmian” zrobił na mnie dodatnie wrażenie. Prawdopodobnie człowiek silny. Z takimi lubię mieć do czynienia. Nawet, jeżeli są oficerami stylu przedwojennego. Buta, jest - w naszym pojęciu - cechą dodatnią. Ktoś mi opowiadał o bucie Polaków. Ja jej dotychczas nie widzę.
Sergiusz: 197.
Nie lubię wielu dowódców nad sobą. Najgorzej, kiedy jakaś figura łącząca wyobraża wiele o swej władzy. Może jednak i z tymi sobie poradzę, tzn. zgodzą się ze mną. „Smok”, zdaje mi się, miał dobrą opinię. Przyszłość pokaże. O sobie nie mam już co pisać. Jestem w absolutnej równowadze, w pełni sił. Mimo, że marznę do szpiku kości. Tereny odpowiadają mi. Ludzi - jak przypuszczam - potrafię zebrać i zorganizować. A więc, do dzieła. Zaczynam w tej sprawie dziś, po południu. W ciągu tygodnia muszę opuścić ciepłe i wygodne gniazdko. A zima wyje i wzywa włóczęgów na bezdroża. W osobnym brulionie opisałem, dwutygodniową próbę walki. Czy wiara - po ostatnich doświadczeniach - ostygła? O nie! Tylko - ani od góry, ani od dołu - nie spełnili obowiązku. Nikt nie przybył na teren. Ani „Wiktor”, ani nikt inny. Nie wydano rozkazu tworzenia dużego oddziału na terenie. Nie wezwano młodzieży do walki. A młodzież, skompromitowała się zdradą i oddaniem się w ręce psów bolszewickich.
Sergiusz: 198.
Streściłem, opisałem moje przeżycia z tego ostatniego okresu 1944r. Koniec przykry. Nie mam możliwości ratowania „Duszyczki” i innych, jak tylko pieniędzmi. Moja odwaga udzieliła się żołnierzom w spotkaniu w Moskaliszkach, ale nie ogarnęła ich ducha. Małoduszni – prostacy, zresztą - nie rozumieją i nie zrozumieją wzniosłości patriotyzmu, któremu są całkowicie obcy. I tak pozostałem znów prawie sam, bo z „Jurem” i „Ornakiem”, bo „Marek” - mam złe przeczucie (oby było mylne) - wpadł. Ostatnie stronice mojego pamiętnika są naprawdę smutne, żałobne. Do tego żałoba w domu „Czecha”. Jagienka - 3-letnia dziewczynka - umarła na szkarlatynę. Skonała w chwili, kiedyśmy się zbliżali do domu. Matka „Ornaka” przewiezie 1000 czerwieńców. Może matce „Ducha” uda się tą sumą trafić do przekonania zbirów. Oby tylko dziecina nie wyszła kaleką. Jeżeli doczekam Nowego Roku, być może, że początek 1945 potrafię lepiej wykorzystać dla moich niezmiennych celów walki.
Sergiusz: 199.
Poprzez ból utraconych przyjaciół, którzy zasnęli, czy cierpią, jestem spokojny. Ślepy los - w normalnym rozwoju wypadków - dziwacznie oszczędza złych. Teraz to samo, źli pozostają, by dłużej cieszyć się życiem. Chcę być mścicielem bohaterów! Nie zastanawiam się nad układem moich stosunków rodzinnych. Oddaliłem się od żony, którą nazywam byłą żoną (ex) i dziecka, które nie zna ojca. Nic mnie nie łączy z kobietą, która nie potrafiła odczuć mnie i moje posłannictwo. Ożeniłem się z dziewczyną pochodzenia szlacheckiego, ale przekonałem się, że była już tylko egoizmu pełną córką ojca, którego cechą charakterystyczną jest wyrachowanie i głupota. Co ma się stać z moim potomkiem? Nareszcie, jakby testamentalne pomysły. Powinien - wbrew obcej mi matce - przeczytać to, co piszę. Poznać mnie, jakim jestem - a raczej - jakim byłem. Okres mego małżeństwa minął, jak nikłe przeżycie. Nie pozostało wspomnienie, któreby wiązało moje uczucie. Jakie to przykre. Potem były inne. Liali, miłość doświadczona i wreszcie cudna dziecina.
Sergiusz: 200.
Czekam jej i dziś, dnia 31-12-1945. Przekazuję pieniądze, na próbę wydobycia biedaczki z rąk oprawców. „Czech” - przeprowadził transakcję, dostarczył mi pieniędzy. Wiem, że cokolwiek będę musiał zrobić – zrobię - dla wydobycia ukochanego „Malca”. Och! Ty malcze kochany. Uparty, tak bardzo uparty. A cudna, chciała nam wyprawić święta. Zmobilizowała, ile mogła pieniędzy, żeby porobić zakupy i los jej tak ponure przygotował święta. Pamiętam jej brawurę z pierwszej bitwy w jakiej wzięła udział. Była spokojna pod Drużelami. I wtedy, może już kochała mnie. Nie ustępowała chłopcom. Szła w szeregu na równi z innymi, nie drżała, nie kryła się. Potem wycieczki krajoznawcze. Jechała konno, utrzymywała łączność. Hej amazonko dzielna, nieustraszony włóczęgo! Ja, przeżywałem dreszcze niepokoju, kiedy transportowała broń i amunicję, a ona śmiała się z niebezpieczeństw i upominała się o kolejne ryzykowne przedsięwzięcia.
Sergiusz: 201.
Ryzyko i niebezpieczeństwo, było jej żywiołem. Mówiła: „Dlaczego inni - czy inne - mają się narażać”? Poznałem jej szlachetność i wielkość ducha. Miłość, wiązała mnie coraz silniej. Coraz większą tęsknotą, wiązałem okresy odosobnienia. Była ze mną, dzieliła smutki niepowodzenia (dzięki tępocie i uporowi naszych współbraci). Dawała mi swoją młodością i subtelnością, poczuć nowe siły. I tak było mi z nią dobrze. Tak bliska mi była, tak kochana. Któż potrafi lepiej ocenić jej głęboką miłość dla Sprawy? Ja widziałem wspaniały entuzjazm, kiedy się dowiedziała o nominacji na dowódcę. Zapaliła się do pracy, gotowa była wszelkie niebezpieczeństwa wziąć na swoje barki. Och ty kochana, kochana maleńka. Oczekujemy z „Jurem” dalszych komplikacji. „Gryf” - bodaj jedyny wartościowy żołnierz siatki kowieńskiej - popełnił fatalny błąd. Ja ustosunkowałem się do niego, jak do swego żołnierza. Dopilnowałem transportu na kontakt, skąd miał być przewieziony na melinę.
Sergiusz: 202.
Dla zabezpieczenia przed kontrolą, otrzymał dokumenty zastrzelonego „Hrabiego”. Miał czekać przybycia „Ducha”. „Duch” nie zastała go. Chłopak poczuł się lepiej i kazał odwieźć do domu. Czym prędzej odwieźli go i „Duch” nie potrzebowała już spełniać mego polecenia. Postępowanie „Gryfa” dało początek tragedii. „Duch” została i aresztowali ją. „Gryf” wrócił do domu ze wszystkich stron zagrożonego i został zabrany. Jeżeli znaleziono przy nim dokumenty, to dom „Hrabiego” skompromitowany. Jak rozwiną się dalej wypadki? Kto jeszcze wpadnie? Czy dziś już - z tego powodu - nie wzięli „Marka” i czy w sumie nie zostaną wszyscy wydani, ze mną na czele? Oto pytanie. Jeżeli nie otoczą domu „Czecha” - to być może - czekają na nas w Wilnie. Jeszcze jeden dowód słabego hartu. Braku zdrowej, patriotycznej dyscypliny i wszystkich cech, którymi szczycą się wojownicy innych narodów. Jesteśmy słabi, a działamy, jakby pod wpływem narkotyków. Niestety, pijani nie potrafimy się zdobyć na chwalebne czyny.
Sergiusz: 203.
I oto masa młodzieży zgina poddańczo kark pod jarzmem bolszewickim.

No comments: