Total Pageviews

Friday, October 17, 2008

Sergiusz: 1-43

Sergiusz – w środku – z kolegami w C.W.K. w Grudziądzu.

Sergiusz w Centrum Wyszkolenia Kawalerii.
Ułan Sergiusz w 23-cim Pułku Kawalerii.

Sergiusz: 1.
1937-08-26. Obrona na stanowiskach. Spieszony pluton zajął stanowiska na wzgórzu. W kierunku na wieś Przewoźniki, skąd spodziewaliśmy się natarcia. Zadaniem naszym była obrona, bez możliwości wycofania się pod naciskiem nepla (nieprzyjaciela). Zorganizowanie obrony - a więc, obranie stanowisk, wskazanie kierunków i przygotowanie stanowisk - odbyło się normalnie. Ogień obrony z KBK był równomierny. Ja, jako prawoskrzydłowy, nadzorowałem dwie sekcje liniowe. W natarciu nepla zaznaczyły się duże braki, spowodowane nierespektowaniem ognia. Zupełny brak krycia się. Duża ilość skoków RKM. Bardzo długie i powolne skoki strzelców. Brak współdziałania ognia z ruchem.
Sergiusz: 2.
1937-07-27. Pluton szpicy. Nasz pluton otrzymał zadanie ubezpieczenia od czoła szwadronu, który był ubezpieczeniem prawobocznym brygady. Kierunek marszu plutonu-szpicy na m. Postawy, skąd o godz. 6:30 był meldowany nieprzyjaciel. Ja, jako d-ca patrolu bojowego 1+2, otrzymałem zadanie rozpoznania drogi marszu. Popełniłem błąd. Chcąc stwierdzić ilość i jakość nepla, zszedłem z drogi marszu plutonu. Poprawki p. porucznika przypomniały mi właściwe działanie patrolu bojowego. W ćwiczeniu zaznaczyła się zaradność ułanów wysyłanych jako szperacze. Po południu musztra piesza. Stwierdziłem rozbieżność w sposobie wykonania chwytów, których uczono nas w Grudziądzu i tu.
Sergiusz: 3.
1937-07-28. Jazda konna. Ćwiczyłem się z innymi w jeździe, skokach i władaniu białą bronią. Po południu, apel mundurowy. Pocieszającym objawem jest czystość ułanów.
1937-07-29. Strzelnica, czyszczenie broni. Strzelnica małokalibrowa.
1937-07-30. Jazda konna i władanie białą bronią. Po południu strzelnica, czyszczenie broni. O godz. 12:30 odebrałem służbę podoficera służbowego szwadronu.
1937-07-31. Spostrzeżenia moje dotyczą przede wszystkim pracy żołnierza i objawiającego się na zewnątrz stosunku do służby.
Sergiusz: 4.
Większość ma już wyrobione poczucie obowiązku. Ci zaś, których cechuje niechęć i upór, albo są źle nastawieni, takich jest bardzo mało, albo moralnie stoją zbyt nisko. Zachodzi więc konieczność kar, a nieodzownym jest podnoszenie głosu i grożenie konsekwencjami. Zajścia - małej wprawdzie wagi - miały miejsce i tym razem, gdy np. kazałem coś oczyścić, czy odnieść naczynia kuchenne. Odpowiadano, że brak czasu, lub jest wiele innego do roboty. Inny jest skutek, gdy rozkaz wydaję z groźbą.
1937-08-02. Woltyżerka, czyszczenie i troczenie. Przygotowania do wyjazdu na manewry. Ja zrobiłem wszystko sobie, a oprócz tego doglądałem plutonu. Ogólny nastrój można uznać zdrowym, a to z powodu bardzo dobrego stanu ubrania i całego oporządzenia ułańskiego, jak i perspektywy zmiany miejsca.
Sergiusz: 5.
Niektórzy - z powodu braku koni - mają udać się jako piechota i to pociągnęło za sobą kłopoty. Te i o wiele ważniejsze sprawy, zostały poruszone przez p. por., d-cę szwadronu, w omówieniu. Głównie, oczywiście, chodziło o zachowanie tajemnicy wojskowej. Dalej, dbałość w drodze o konie i porządek. Apelował p. por. do ułanów, aby też nie pozwalali sobie na dowcipy na koszt piechoty i oczywiście, nie kradli. Po południu - celem przygotowania koni do dłuższego marszu pod stroczonym siodłem - byliśmy na kilkunastokilometrowej przejażdżce, odbytej szerokim stępem.
1937-08-03. Ostatni dzień przygotowań. Zaopatrywałem siebie i swoją sekcję w przedmioty niezbędne na manewrach.
Sergiusz: 6.
Oprócz innych - pierwszorzędną troską - jest niepewność pogody.
1937-08-04. O godz. 7:30 opuściliśmy Postawy. Prowadził p. pułkownik dyplomowany Świerczyński, który po krótkim przemówieniu na tematy aktualne, dał hasło do wymarszu w kierunku Święcian. Droga - mimo dżdżu i błota - przeszła spokojnie. O godz. 11:00 zatrzymaliśmy się na popas w m. Waluciszki, gdzie nie doczekaliśmy się kuchni, bo konie zakaprysiły. Po paru godz. - na głodno - ruszyliśmy dalej. Tym razem spotkała mnie przykrość. Zostałem speszony (opr) przez d-cę szwadronu, za „zamknięte oczy”. Parę km. zrobiło mi dobrze, mimo obficie spływającego potu. Dojechaliśmy wreszcie do wsi Traczuny, miejsca wyznaczonego na postój nocny.
Sergiusz: 7.
Nastąpiły czynności wokół zakwaterowania. Zbyt chaotyczne wprawdzie, ale ostatecznie i konie, i my, byliśmy oczyszczeni i syci, bo tym razem i kuchnia się zjawiła. Noc spędziliśmy w „luksusowych łożach” w stodole.
1937-08-05. Zwykła dla żołnierzy pobudka o godz. 4:00. Czyszczenie, karmienie koni, a następnie nas. Ja - wyznaczony jako kwaterunkowy - robiłem wszystko ze zdwojoną szybkością. O 5:30 - pod dowództwem p. por. Białokura - opuściliśmy wieś Traczuny, kierując się w dalszym ciągu na Święciany. 10 min. na zaopatrzenie się w coś do zjedzenia i dalej w drogę, szosą na Podbrodzie. O godz. 14:30 osiągnęliśmy m. Pochierańce. Nastąpiło rozesłanie kwaterunkowych poszczególnych szwadronów do wyznaczonych rejonów.
Sergiusz: 8.
Ja otrzymałem rozkaz zakwaterowania naszego szwadronu we wsi Piorki. Sama wieś okazała się małą i ubogą, sytuację uratował folwark Szymonowo. Chciałem zakwaterować we wsi 2-gi pluton i jedną sekcję 1-go plutonu, natomiast w folwarku d-cę szwadronu z pocztem i 1-szy pluton. Ludność - tak we wsi, jak i w folwarku - przyjęła wiadomość o ułanach niechętnie. Po przybyciu szwadronu, d-ca wprowadził pewne zmiany. Mianowicie, cały pluton 1-szy kazał zakwaterować w folwarku, jak też i tabory. Moja funkcja skończyła się, wróciłem do sekcji. Czas do kolacji wypełniło oczyszczenie oporządzenia i ułożenie na wyznaczone miejsca. Po obiadokolacji poprowadzono konie do zbyt oddalonego jeziora, ponieważ woda w studniach wyczerpywała się. O zmroku ułożyliśmy się do snu.
Sergiusz: 9.
1937-08-06. Pobudka o 5:00, co się nieczęsto zdarza. Czyszczenie, oto najważniejsze nasze zajęcie do południa. Po obiedzie - z którego wszyscy byli bardzo zadowoleni, bo był i smaczny i obfity - nastąpiło ostateczne przygotowanie do wymarszu na zbiórkę pułku. Trzeci szwadron i niektórzy z innych, mieli stanąć do rozgrywek o buńczuk. Zgromadzony pułk pod dowództwem p. płk. Świerczyńskiego, oczekiwał d-cy brygady, p. płk. Dreszera, kwaterującego obecnie w Podbrodziu. Zajechała limuzyna, prezentowaliśmy broń. Nastąpiło zorganizowanie ćwiczeń, przyczym, z naszego szwadronu powołano jednego kaprala. D-ca szwadronu wyznaczył p. kpr. Frycza, obecnego d-cę 2-go plutonu. Ponieważ sztandar był przywieziony przez trębacza, który miał z innymi przywitać marszem d-cę brygady, przyjąłem zaszczytną funkcję sztandarowego.
Sergiusz: 10.
Opuściliśmy pola - na których zgromadził się pułk - aby udać się do wsi Balule, gdzie mieści się dowództwo pułku. Stamtąd wróciliśmy na kwatery.
1937-08--07. Spokojny, wypoczynkowy dzień. Do 10:00 czyszczenie broni, którą przeglądał d-ca szwadronu. Po przeglądzie, parę minut na przebranie się do pławienia koni. Wszyscy zabierają się z zapałem do czynności nie wymagających prawie wysiłku. Wobec tego mycie szybko się odbyło. Paru ułanów szczęśliwie uniknęło kopyt unoszących się dęba koni. Po nakarmieniu koni, nasze jedzenie. Każdy z ułanów ocenił pozytywnie intencje dowódców, dających przed ćwiczeniami maksimum wypoczynku i wygody.
Sergiusz: 11.
Zakrada się jednak pewnego rodzaju rozluźnienie dyscypliny. Niezadowolenie z tego, lub owego, wyrażają grubiańskimi docinkami. Z chwilą jednak, gdy rozpoczną się ćwiczenia, ten okres wakacyjny nie zostawi śladów. Po obiedzie, zawsze upragniony odpoczynek. Odpoczynek przeciągnął się do końca dnia. Przerywany był czyszczeniem derek i kąpielą, a raczej projektem kąpieli, bo powietrze oziębiło się. Do kolacji zażywaliśmy więc odpoczynku. Po kolacji - pod dyrekcją p. por. Białokura - zgromadzony szwadron śpiewał soczyste, wojskowe piosenki. O 20:30 apel. Odczytano mnie, jako podoficera służbowego na dzień 8-08.
Sergiusz: 12.
1937-08-08. Od pobudki przygotowania do wymarszu, który nastąpił o godz. 11:15. Nasz pluton wyznaczony był na patrol - mający rozpocząć marsz - ubezpieczony od wsi Balule. Spotkany w drodze goniec - z meldunkiem do d-cy szwadronu - poinformował nas mylnie i zamiast skierować na Zułów, wskazał Powiewiórki. Mieliśmy już 1,5 godz. spóźnienia. Mimo to, rozpoczęliśmy działania. 1.5 km. za Zułowem - przy przejściu przez mostek - powstrzymał nas ogień KM i zmusił do okrążenia błot wielkim łukiem. Posuwaliśmy się z szybkością do 10 km./godz. Na krótkich przystankach były pojone konie. Ludzie zachowali się doskonale. Ani pragnienie, ani zmęczenie, nie odbierało im odwagi i zaciętości.
Sergiusz: 13.
Prawie cały czas byłem w patrolu łącznikowym, co mi dobrze szło. (Mimo szybkości marszu i trudnego terenu, bo posuwaliśmy się przeważnie drogami gospodarczymi i leśnymi). O godz. 18:30 osiągnęliśmy m. Stare Święciany, gdzie karmiliśmy i poiliśmy konie. Trąbka zagrała, już odtrąbione. Więc, już stępem, dojechaliśmy do wsi Maśliszki, miejsca zakwaterowania na noc. Służba moja - podoficera służbowego - minęła szybko, bo o godz. 21:00 przyjechaliśmy. Kolacja, a potem oczywiście konie, zajęło parę tych godzin.
1937-08-09. Pobudkę zrobiłem o 4:00. Wszystko doskonale wypoczęte, jak na manewry. Rozpoczęto pracę od koni. Parę koni odbitych - po nocnych kompresach - trochę się poprawiło. Wymarsz z kwatery w Maśliszkach o godz. 11:00, szosą na Wilno.
Sergiusz: 14.
Po przejechaniu paru km. spotkaliśmy inne szwadrony - jak my - strony czerwonej. Marszem podróżnym dojechaliśmy do wsi Kościszyno, gdzie zajęliśmy stanowiska obronne, aby wykonać zadanie opóźnienia marszu nepla, mającego nadejść od strony Święcian. Dwa CKM-y z kierunkiem ostrzału na daleko widoczną szosę i dwa RKM-y z zadaniem nie puszczenia nepla przez most u wejścia do wsi. Trzy sekcje liniowe zajęły stanowiska na skraju wsi. Koniowodni i kuchnia znajdowali się za wsią, za zakrętem drogi. Ubezpieczenie i obserwacja zostały zorganizowane. Patrol pod p. por. Białokurem ubezpieczał po drodze marszu. Na skraj lasu wysłano patrol 1+3 podch. Zimnego. Od godz. 8-ej wyłapywaliśmy patrole, aż padło hasło: „Na koń”! Wycofaliśmy się szosą. Nepel nawiązuje z nami łączność ogniową i zwalcza na wzgórzu słomiańskim, skąd ja zostałem wysłany - jako goniec - do p. majora Bełdeckiego z ustną wiadomością o zajęciu obranych stanowisk.
Sergiusz: 15.
Spotkałem patrol rozpoznawczy w sile 1-ej sekcji, który wpędził mnie w błota. Za późno było na schwytanie mnie, szwadron przybył w porę. Dwaj z patrolu nepla dostali się do niewoli. Prawie w tym czasie nadjechał p. mjr. Bełdecki. Stoczyliśmy walkę, poczem wycofaliśmy się na Mugulany, gdzie po nakarmieniu koni zrobiliśmy wypad i nieprawdopodobną - ale w kawalerii możliwą - szarżę na stanowiska nepla, która zmusiła go do wycofania się. Działanie nasze było błyskawiczne i to sprawiło wiele kłopotu rozjemcom. Wreszcie - nie przepuściwszy nepla - odeszliśmy marszem podróżnym na kwatery do wsi Dworyszcze, gdzie stanęliśmy o godz. 8:30. Kłopotów z zakwaterowaniem nie miałem, szczęśliwie trafiliśmy do kulturalnych Litwinów, którzy przyjęli zmęczonych żołnierzy z otwartymi ramionami.
Sergiusz: 16.
1937-08-10. Cały dzień i noc wypoczynku. Ja - po nocnych ćwiczeniach - miałem kulawego konia. Gonitwa przez błota pozostawiła ślady. Skwapliwie przykładane kompresy, niewiele pomogły. Skutek był ten, że w południe - dnia 11-08 - otrzymałem rozkaz maszerowania z taborami. Głodny - pełen goryczy i zaciętości - maszerowałem. Pułk miał mieć znów ćwiczenia nocne. Ja wprawdzie wyspałem się, ale po kilkunastokilometrowym marszu obtarta noga podwoiła zły - od wczorajszego dnia - humor. Dodatkowo, niepowodzenia dnia 12-08 - których koroną była ostra wymówka d-cy szwadronu - nie polepszyły stanu mojej duszy. Brak zainteresowania sekcją, które mi p. szef zarzucił, jest skutkiem niechęci do ciągłego naganiania.
Sergiusz: 17.
Zresztą, moja sekcja niewiele ma braków. Ja natomiast, wszystko obserwuję i w potrzebie kieruję sekcją. Muszę znów, sam przechodzić tu okres wyszkolenia ułańskiego. Udaje mi się prowadzić ułanów, którzy w służbie nie są oporni, lenistwo swoje okazują tylko na postojach. Działa tu zresztą zmęczenie, no i brak dyscypliny. Po przybyciu szwadronu, objąłem służbę podoficera służbowego szwadronu. Wieś dzisiejsza udała się nienajgorzej. Mieszkańcy wsi Traczuny okazali o wiele więcej sympatii niż ci, z okolic Podbrodzia i Święcian. Po wcześniejszej kolacji, wszyscy poszli spać, a ja czuwałem. Z wielkim trudem zorganizowana służba nocna starała się odespać czas, który jej zabrano.
Sergiusz: 18.
O 22:15 przybył goniec od dowódcy pułku. Poza specjalnymi wskazówkami, odwoływano wymarsz kwaterunkowych. Pobudkę miałem zrobić o 1:30. Noc przeszła spokojnie. Oczywiście, z budzeniem ułanów, kłopot. Wyjazd szwadronu o 4-tej, ja jednak znów prowadziłem kulawego Cwaniaka. Pół dnia tego - 13-08 - spełzło mi na wędrówce, reszta na doprowadzeniu wyglądu zewnętrznego do stanu normalnego. Pod wieloma względami wieś Pietruniszki jest na kwatery niewygodna. Najważniejsze, to brak dachu dla koni, ale ułani umieją sobie zaradzić. Zamieszkałem w ruderze o wywalonych ścianach, ale ocalałym dachu. Zmęczony całonocnym czuwaniem i tylukilometrowym marszem, byłem z tego locum zadowolony.
Sergiusz: 19.
1937-08-14. Cały dzień był poświęcony czyszczeniu. Ogólne przygotowania do defilady w Dniu Święta Żołnierza. Uprzedzono mnie już rano, że o 14-tej mam stanąć do durnego raportu. Miałem ponieść konsekwencje za winy, spowodowane pechem. Nie byłem - jako podoficer służbowy - na właściwym miejscu. Okulawiłem konia w nocnej gonitwie i koń mój skaleczył taborowego (pośrednio też moja wina), i brak żołnierskości w rządzeniu sekcją. Dostałem upomnienie. Dość surowy dla mnie wymiar kary, bo prawie każde z tych wykroczeń ma podłoże głębsze. Największą wagę przykładam do sekcji i mego stosunku do tych ludzi.
Sergiusz: 20.
Nie mogę się z nimi zżyć, bo przekładają grubiaństwo, nad grzeczność. Ja chciałem mieć w nich żołnierzy-obywateli, a nie bandę, którą da się prowadzić jedynie batem. Eksperyment nie udał mi się. Ludzie w sekcji może by się poddali, ale namowy starszych wpłynęły na nich i zdecydowały o ich stosunku do mnie. Bez powodu – zresztą - sekcyjni ustosunkowali się do mnie wrogo. Może dlatego, że nie zbliżyłem się do nich. Zbliżyć się do nich nie chcę. Bo oni, jako bezpośredni przełożeni, zamiast kształcić żołnierzy, deprawują ich do reszty. Zresztą sami sobie usiłują ciągle szkodzić. Solidarność żołnierzy pozostaje tylko słowem.
Sergiusz: 21.
1937-08-16. Z przykrością oczekiwaliśmy wymarszu, bo drogi po niedzielnej ulewie nie były zachęcające. Ja szczególnie nastroiłem się, bo miałem znów prowadzić Cwaniaka. O 14:00 wyruszyły tabory, a więc i ja. Wypoczęty, maszerowałem raźnie. Bez przygód doszliśmy do jeziora Dryświaty, tu jednak zaczęła się ulewa. Przemoczeni, maszerowaliśmy w trudzie (w butach) przez kałuże miasta Brasławia. Kwatery wyznaczono nam we wsi Zatorze. Gumna (budynki gospodarskie do przechowywania siana, słomy, etc...) okazały się nie do przyjęcia. Konni pojechali sobie, wozy też o wiele mnie wyprzedziły. Tak, że zostałem sam, a noc zapadała. Na chybił trafił doszedłem do jakiejś nieźle rozbudowanej wsi i poprosiłem gospodarza o nocleg. Rano okazało się, że kwaterunkowi nasi przywędrowali również do tej wsi, zwanej Szakury.
Sergiusz: 22.
1937-08-17. D-ca taborów i ja, oczekiwaliśmy przybycia naszych. Po południu zaczęły się początkowo pokazywać małe grupki na trakcie. Około 5-tej oddziały ubezpieczające przesunęły się na linię wzgórz otaczających wieś. Ludzie – oczywiście - pomęczeni, konie niemniej. Od godz. 3:00 trwało posuwanie się i ciągłe utarczki z neplem. Na czyszczeniu wszystkiego, czas przeszedł do wieczora. Wszystko - zarówno broń, jak i konie - było brudne po długiej drodze.
1937-08-18. Normalna pobudka o 5:00. Cały dzień odpoczynku. W godz. rannych - ok. 9-tej - odszukał nas samolot i zażądał od d-cy szwadronu wiadomości o stanie zajmowanych kwater.
Sergiusz: 23.
Reszta dnia przeszła bez wrażeń. Po kolacji, zostaliśmy wezwani na odprawę do d-cy szwadronu. Pan Porucznik, poruszył przede wszystkim kwestię końską, a następnie porządków w plutonach i sekcjach. Zalecił więcej pracy, a mniej krzyków i wyzwisk, bo ten sposób nie da wyników. Ja – dotąd - spotykałem się z przeciwnym zdaniem u podoficerów, którzy w większości wypadków stosują szkodliwą, deprawującą brutalność.
1937-08-19. Wymarsz na dwudniowe ćwiczenia. Tym razem i ja stanąłem na czele swojej sekcji. Pułk ruszył drogą na Szarkowszczyznę.
Sergiusz: 24.
Po paru godz. marszu zatrzymaliśmy się o godz. 9:30 w lasku, w rejonie Adamowa. Po obiedzie koni i ludzi, ruszono. Olbrzymi wąż posuwał się. Drogą szła cała brygada. Zapadał zmrok. Niedaleko znajdował się cel naszej wędrówki, m. Miory. W miasteczku tym, mieliśmy rozpocząć działania o 3:00 rano. Kolacja więc i marsz na Miory, którą to miejscowość opanowaliśmy. Nasz szwadron wszedł do miasteczka wolnego i starł się z neplem o oznaczonej porze. Ja dowodziłem swoją sekcją. Jako patrol bojowy 1+2 miałem dowiedzieć się, czy jest i co robi nepl, odparty poza budynki okalające wejście do miasteczka. Ujrzałem tyralierę całego batalionu o czym zameldowałem przez gońca, poczym wycofałem się. Następnie - razem z innymi - brałem udział w chaotycznej walce.
Sergiusz: 25.
Piechota nepla zachowała się zbyt lekceważąco. Powolne zbieranie się do szturmu, stałoby się dla niej zgubne. O 4:00 zagrano sygnał, odtrąbiono. Znów marszem - gęsto przerywanym zsiadaniem z koni i prowadzeniu ich na wodzach - powędrowaliśmy tym razem prosto na wieś Trybuchowszczyznę, gdzie mieliśmy wyznaczone kwatery. Reszta dnia 20-08 przeszła na czyszczeniu i zasłużonym odpoczynku.
1937-08-21. Po alarmowym i zbyt wczesnym obiedzie, udaliśmy się marszem podróżnym do m. Nowgorody, gdzie dołączyliśmy do pułku. Nastąpiła zmiana tempa marszu, wyczerpującego tak konie, jak i ludzi. Kłus drogą na Szarkowszczyznę.
Sergiusz: 26.
Dość późno osiągnęliśmy tę miejscowość, której północna część - od dzisiaj - okazała się wolna od nepla. Za mostem, miasto było w ręku piechoty czerwonej. Nasz szwadron - jako ubezpieczenie czołowe brygady - zajął stanowiska przy moście, który kolejno przechodził - dzięki interwencji rozjemców - to w nasze, to w nepla ręce. Cała noc zeszła na walce o to ważne przejście. Ja działałem ze szwadronem, dozorując rozpraszających się w chaosie ułanów. Znów powtórzyły się sceny manewrowe. Bohaterscy ułani rzucali się w bałaganie, nie słysząc komend i nie uznając ognia CKM nepla.
1937-08-22. Broń maszynowa pozostała na stanowiskach. Ludzie udali się do koni. No i do kuchni, której nie widzieliśmy od wczorajszego obiadu.
Sergiusz: 27.
Konsumpcję i odpoczynek, raz tylko przerwał wypad pieszych na most. Wczesny obiad i w drogę. W m. Małona zgromadziły się wszystkie oddziały, tworzące stronę niebieską. Czekaliśmy na wymarsz, wykorzystując czas na odpoczynek. I znów pomaszerowała olbrzymia kolumna. Spodziewaliśmy się spotkać z neplem, lecz nie tak prędko, jak to się stało. Szwadrony zawróciły pod ogniem i skupiły się w wygodnym miejscu. Czerwona piechota posuwała się, szturmowała. Przejściu przez naszą linię przeszkodził bagnisty rów. Znów nieporozumienia, docinki. Kazano nam się jednak wycofać, a rozgorączkowana piechota wyjąc, parła za końmi.
Sergiusz: 28.
Szwadron nasz skierowano traktem na Głębokie. Około 11-tej stanęliśmy we wsi Robertowo, gdzie - ubezpieczeni placówkami i z mniej niebezpiecznych stron, podwodami - czekaliśmy nepla lub rozkazu. Przyszedł rozkaz. Szybko przesunięto nasz szwadron lasami i dróżkami na szczyt nepla. Piechota została zaskoczona i to tylko dzięki szybkości naszego działania. Odtrąbiono i odmarsz na kwatery do wsi Nowosiółki zajęło część dnia 23-08. Resztę tego dnia, zeszło na czyszczeniu.
1937-08-24. Dzień wypoczynku i czyszczenia. Paskudne kwatery. Od dłuższego czasu ściskamy się w bardzo nędznych obórkach.
Przy rozmieszczaniu koni, zawsze powstają kwestie sporne, dające pole do popisu żołnierskim humorom.
Sergiusz: 29.
W podobnych wypadkach objawiają się olbrzymie braki. Moralność - o tej - nie ma mowy, brak im okrzesania. Mówią przekleństwami, albo jąkają się. Drugie zło, to ciągłe kradzieże o których ludność cywilna z pewnością będzie pamiętała na przyszłość. Kradną owoce i siano, a na pretensje odpowiadają obelgami. Taka zatruta atmosfera wchłania w siebie - istniejące w niektórych - lepsze zadatki. I tak - w człowieku po wojsku - naród nie zyscze obywatela, lecz jednostkę lichą. Dało się natomiast wyrobić w nich staranność w pielęgnowaniu broni i siodeł, które czyszczą bardzo dobrze. Jako żołnierzom – zresztą - można im tylko zarzucić brak dyscypliny. Jako ludziom, bardzo dużo. Znów stanęliśmy przed p. Porucznikiem za nieporządek w sekcjach.
Sergiusz: 30.
Raport tym razem skończył się pięciodniowym aresztem dla wielu. Broń okazała się brudna, siodła niemniej. Karanie za to sekcyjnych, uważam dlatego za niewłaściwe, że ułani nie boją się odpowiedzialności. I tak nieposłuszni, przestaną wogóle zwracać uwagę na gadanie swoich bezpośrednich przełożonych.
1937-08-25. Po śniadanio-obiedzie - o 6:00 - szwadron opuścił Nowosiółki, kierując się na Postawy. Osiągnęliśmy m. Woropajewo, działając jako straż przednia. O 10:00 przeszliśmy most na Kołbieży, którego bronił RKM nepla. Szwadron - ubezpieczony patrolami i szperaczami - posuwał się przez Lipińce, Dzimiesze do Starego Dworu, gdzie zostawiliśmy konie.
Sergiusz: 31.
Przez dłuższy czas byłem d-cą patrolu czołowego 1+2. Większe spotkanie z neplem nastąpiło w okolicy wsi Żuki. Tam spotkaliśmy się z dużą siłą nepla na stanowiskach. Kilkukrotne zwalczanie i wyrzucanie nieprzyjaciela z jego stanowisk było wyczerpujące, ale mimo to, szło bez zacięcia. Broń maszynowa, a szczególnie RKM, zawsze na czas znajdowała się na stanowiskach i ostrzeliwała nepla, umożliwiając nam poruszanie się. Nie znam wyniku walki tego dnia, ale może z powodu powrotu do koszar, tym razem ćwiczenie szło lepiej, niż przeciętnie. Około 19:00 odtrąbiono, wróciliśmy do koszar.
1937-08-26. Czyszczenie wszystkiego i wypoczynek przed następnym wymarszem.
1937-08-27. Tego dnia - z rozkazu d-cy szwadronu - zostałem przeniesiony z pierwszego plutonu do drugiego.
Sergiusz: 32.
Cały dzień przeszedł na przygotowaniu do jutrzejszych ćwiczeń.
1937-08-28. Pobudka o 1:00. Bardzo wczesne śniadanie i wymarsz na ćwiczenia. Program przewidywał ostre natarcie w m. Koziany. Mój pluton - pod dowództwem p. por. Ogońka - jako pluton szpicy, posuwał się zachowując wszelkie warunki bezpieczeństwa, a więc był ubezpieczony. Ja - ponieważ pluton nie był jeszcze zorganizowany - jechałem bez funkcji. Wysunęliśmy się na płn. skraj m. Koziany, dokąd nasz szwadron się śpieszył. Po krótkim oczekiwaniu, spieszeni, pomaszerowaliśmy ku podstawie wyjściowej do natarcia.
Sergiusz: 33.
Samo natarcie odbyło się normalnie. Przypuszczam, że skuteczność ognia z KBK była minimalna. Natomiast broń maszynowa - znajdująca się na dobrych stanowiskach - zasypywała markowanego nepla gradem pocisków. Nadspodziewanie szybko odtrąbiono i powrót do koszar, a przedtem obiad polowy.
1937-08-29. Niedziela. Do obiadu czyszczenie. Po obiedzie objąłem służbę podoficera służbowego szwadronu, która przeszła bez ważniejszych wydarzeń.
1937-08-30. Przegląd koni całego pułku, przez d-cę pułku. Do przeglądu przedstawiono wszystkie konie.
Sergiusz: 34.
Ponieważ z każdego szwadronu ma być wybrany pluton etatowy, konie zostały dokładnie przejrzane i wybrano tylko najzdrowsze.
1937-08-31. Przygotowania do ćwiczeń mających rozpocząć się dnia 1-go września. Na dowódcę naszego plutonu został wyznaczony p. por. Białokur. Zastępcą prawoskrzydłowego - p. kpr. Frycza - został kpr. służby czynnej Socha. Sekcyjnym 1-szej sekcji, podch. Zimny, 3-ciej ja. Sekcja moja składa się tym razem z żołnierzy o większej wartości, niż poprzednio.
1937-09-01. O godz. 7:00 opuściliśmy koszary i przez m. Postawy skierowaliśmy się na m. Kobylnik. Dwugodzinny postój obiadowy urządzono we wsi.
Sergiusz: 35.
Po nakarmieniu koni i ludzi, ruszono dalej marszem podróżnym. Zatrzymaliśmy się na kwaterze we wsi Czerewki, parę km. od Kobylnika. Kwatera uboga, ale do przyjęcia dla wypoczętych koni i ludzi.
1937-09-02. Dzień wypoczynku i przygotowania się do mających nastąpić dłuższych ćwiczeń.
1937-09-03. Wymarsz nadspodziewanie szybki i obiad w tempie. Dalej marsz podróżny, potem ubezpieczeniowy na Miadzioł. Nie spędziliśmy we wsi wiele czasu. Najprzykrzejsze było zimno, przed którym ubezpieczano się roztroczonymi płaszczami. Przed świtem - dnia 4-09 - pobudka, siodłanie i szybki wymarsz.
Sergiusz: 36.
Już objawia się zdenerwowanie. Ludzie okazują słabość pod wpływem przemęczenia. Fakt, że jedzenie nie zawsze dochodzi na czas i brak czasu do spożycia, pobudza również ich niechęć. Swoja drogą humor odbierają męczące marsze, bez zetknięcia się z neplem. Po dość forsownym - parogodzinnym marszu - zatrzymaliśmy się popasem w Lesie Blechnociskim. Mieliśmy kłopot z wodą, bo - ku rozpaczy włościan - studnie w osiedlu Borodinko wyczerpały się. Stępem przebyliśmy następny etap i zatrzymaliśmy się na kwaterach we wsi Koniuszniki.
1937-09-05. Pobudka o 5:00 i wymarsz w kierunku na Michaliszki. Zwykły marsz podróżny. Znów więc zawiedzione nadzieje. Nepla nie ma, walki nie ma.
Sergiusz: 37.
Przemarsz jednak był wygodny z tego względu, że po dżdżystej nocy uniknęliśmy kurzu, który w takich wypadkach jest najbardziej znienawidzonym wrogiem. Przed 13:00 stanęliśmy we wsi Siemki. Wieś wymarzona na kwatery. Tak dla koni, jaki i dla ludzi.
1937-09-06. O 1:00 pobudka i wymarsz szosą od Konstantynowa na m. Szwarkszty. Postój ze śniadaniem w m. Głęboki Ruczaj, skąd zostałem wysłany - o godz. 4:15, jako d-ca patrolu 1+2 - w celu rozpoznania m. Polce, oddalonego o parę km. od miejsca postoju. O godz. 5:00 wysłałem meldunek, że m. Polce jest wolna od nepla. Sam, miałem dołączyć na szosie, na skraju lasu oddalonego 1 km. od szwadronu.
Sergiusz: 38.
W czasie przejścia przez las i bagna, zauważyłem kawalerię nepla: kolumnę 2-ch szwadronów + liniowych + 2 CKM na taczankach i 2 na jukach, posuwającą się szosą od Szwarkszt o czym zameldowałem rtm. Linhertowi. Jako d-ca patrolu 1+ 2 - wysłany ponownie - stwierdziłem, że kolumna nepla - po nieudanej próbie przejścia dalej szosą - zboczyła na płd. i posunęła się dalej lasem o czym zameldowałem d-cy. Skierowano się na płn., szosą Kobylnik-Koduciszki, lecz po osiągnięciu folwarku Rudoszany, wycofano się. Najkrótszą drogą podążaliśmy na płd., przez Sianki do wsi Woroszyłki, gdzie spieszeni zaskoczyliśmy piechotę nepla i zajęliśmy stanowiska na zach. skraju wsi. Wobec dużej ilości piechoty - koniowodni a potem my - wycofaliśmy się szosą na Świr, a następnie na Michaliszki. O zmroku już, zajmowaliśmy się biwakiem w lesie, w m. Strecze.
Sergiusz: 39.
Fragment walki o Woroszyłki, zawierał dużo komizmu. Piechota nepla leżała na zboczu fałdy w odległości ok 100 m. od nas. Po naszym wycofaniu się, nacierała, nie zważając na ogień 4-ech CKM i 2-ch strzelców na stanowiskach.
1937-09-07. O godz. 6:00 odtrąbiono. Przemarsz ok. 20 km. do wsi Spiahlica(?), dokąd przybyliśmy o zmroku.
1937-09-08. Wczesny wymarsz. Przemarsz do wsi Kuźnicze, a reszta dnia, odpoczynek. Przemarsze są tam uciążliwe – tak - że często prowadzi się konia ręką. W takich właśnie sytuacjach, poznaje się brak hartu ducha naszych ludzi. Stanowczo niezdyscyplinowanych. Warunki przemarszu charakteryzuje zresztą bałagan.
Sergiusz: 40.
Sekcyjni starego rocznika - zamiast zwracać uwagę ułanom - sami wprowadzają zamęt, przez odciąganie, a potem dokłusowywanie i przez dążenie do wygodnego marszu dróżkami.
1937-09-09. Przemarsz w dalszym ciągu na południe. We wsi Mickiewicze spotkaliśmy nieprzyjacielską piechotę, którą w prawdziwie kawaleryjski sposób udało nam się odrzucić. Nasz szwadron - pod dowództwem p. rtm. Linherta - wpadł w ulicę i gonił uciekającą w popłochu piechotę nepla, biorąc opieszałych do niewoli. W pewnej chwili rozległ się łoskot, to jeden z uciekających plutonów szarżował. Z brawurą zajechały dalej dwie taczanki p. por. Nizińskiego, zajmując stanowiska, w celu otwarcia ognia pościgowego. Było to bezwzględnie piękne zwycięstwo, po którym udaliśmy się na kwatery.
Sergiusz: 41.
1937-09-10. Znów wyjazd ranny, mieliśmy przed sobą przeprawę przez Wilję. Początkowo, powolny domarsz z przerwą obiadową dla koni, a potem - w lesie - dla ludzi. Do przeprawy nie doszło. Na wieczór dojechaliśmy do wsi, gdzie nocowaliśmy. Ja zostałem podoficerem służbowym, a raczej zastępcą. Tak, że o godz. 3:00 - po godzinnym pełnieniu służby - zrobiłem pobudkę, a w godzinę potem - 11-09 – wymaszerowaliśmy, celem sforsowania brodu. Przejście udało się doskonale. Dojeżdżaliśmy do Smorgoń, gdy doszła nas wieść o odtrąbieniu.
1937-09-12. Siedemnastokilometrowy marsz podróżny - na kwatery - do m. Wiszniew.
Sergiusz: 42.
1937-09-13. Przemarsz do Kobylnika. Przemarsze nie nasuwają prawie uwag, poza tym, o czym pisałem, a co powtarza się ciągle. Mam natomiast parę uwag, które już umieściłem, dotyczących ćwiczeń bojowych. Głównie chodzi mi o organizowanie ćwiczenia, a raczej wykonania w zakresie plutonu. Jestem zdania, że przed wykonaniem zadania żołnierze powinni być zorientowani, a sekcyjni i funkcyjni dokładnie objaśnieni. Tego właśnie nie stosuje się u nas. Myślę, że żołnierze - świadomi celu - lepiej wykonaliby swoje zadania, niż - gdy zniechęceni i znużeni marszem – idą, nie wiedząc po co. Idą, bo „pędzą ich”.
Sergiusz: 43.
Druga sprawa - to ta - która źle usposabia do całej pracy. To grubiaństwo i zniewagi, które spotykają nie tylko żołnierzy, lecz i nas, podchorążych. Podoficerowie muszą być z góry poinformowani o stosunku, jaki ma istnieć między nimi a nami. Ten rok w naszym pułku - a szczególnie w trzecim i czwartym szwadronie - obfitował w scysje, które czynią pracę podchorążych o wiele mniej wydajną.

No comments: