Total Pageviews

Friday, October 17, 2008

Sergiusz: 148-153

Sergiusz: 148.
Zabawa była czysta, ani śladu. „Wincuk” przybył mi z rąk „Omegi”. Analfabeta o dyrektorskiej głowie. Jakże niesamowite były jego meliny. Wprowadził mnie do nor podmiejskiego gnojowiska. Niewygodnie, ciasno, ciemno. Ale melina własna. Trzy punkty strategiczne. W tym okresie mieliśmy dla grupki kilku nowych. Robota szła. Warsztat wywiadowczy uruchomiła „Niura”. Jestem czasem przesądny. Dźwigałem przy boku „15” belgijską, zabraną Gestapowcowi w Lasku Zakretowym. Maszyna własna. „Zosia” zdobyła „Hiszpana”. „Konrad” dał „Ufi” i „7”. Arsenał własny. Idzie, idzie. Trrrach! Osaczony dostałem w plecy. Grupa przeszła całkowicie pod K.O. Wspomniałem, że sprzedałem się. „Konrad” - chory na lojalność - pośredniczył w rozmowie. Czemu nie zalegalizować się, mówił. Chodzi o luźną łączność: „informacje, wyroki”. Dobra - po burzliwym początku - doszliśmy do porozumienia. SSS miało istnieć, ale pod opiekuńczymi skrzydłami. I oto padło pytanie: „Jak sytuowani ludzie pańscy, pan”? Chcą nas kupić. Zdrowy rozum kazał mi przyjąć propozycję. Wiedziałem, że pieniądze są i wędrują do kieszeni najmniej potrzebujących.
Sergiusz: 149.
„Niura”, „Zeks”, „Wincuk”, ja. Toż to nędza. Na B.N. miałem „dębową kaszę”, którą w wisielczym humorze gotował „Wincuk”. Dla informacji potomstwa: „mąka żytnia gotowana na wodzie i posypana solą”. Smaczne? Nie powiem! Zdecydowałem więc przyjąć propozycję i w parę dni potem rozdałem i rozesłałem pensję. Rozpoczynając pracę, byłem przygotowany na eksportację. W praktyce, droga ta mogła okazać się śliską. „Konrad” przekonał nas, że ludzie-szakale w K.O. i kategoria „czarnej kawy”, postarają się nas tak pogrążyć w błocie, że się udusimy. Niech więc tak będzie. Na którejś stronie opowiem. Na razie klapa. Październik 1943. Leżałem w barłogu. Pielęgniarką moją był „Wincuk”. K.O. usiłowało dać lekarza, bez skutku. „Zosia” i inni biegali ulicami miasta i nic, i nic. Lekarze nie mieli czasu. Przyszedł „Maciej”, kierownik „koncentracji”. Odwiedził mnie trzy, czy cztery razy. Miesiąc spędziłem w ciszy, na warunkach chorego. Rodzina, tj. Matka i Brat, siedzieli beznadziejnie. Organizacje, ludzie, wykręcali się, jak mogli.
Sergiusz: 150.
Rozmawiałem z p. „Dąbkiem”. Uważałem, że pieniądze na wykupienie ich, muszą być. Nareszcie – częściami - wręczono gotówkę. „Jureczek” z żoną podświnili coś. Plotkarstwo wokół K.O., rzuciło jakieś nowe oszczerstwo. Pieniądze - przeznaczone na wykupienie - miały być niewłaściwie użyte. O ludzie! Z czego mogą utrzymać się przy życiu Matka i Brat, wobec perspektywy Ponar? Ojciec ścigany na każdym zaułku, popadł w podrażnienie nerwowe. Sen i jedzenie stało się mu zbyteczne, bo niemożliwe. A oni - starszyzna, elita gówniana - oczekiwali momentu, kiedy będą mogli wydrzeć pieniądze przeznaczone na pomoc moim. Wyzdrowiałem i znalazłem radę. Pieniądze na utrzymanie ich i opłacenie pośredników dałem. O! Ileż to razy widziało się niedołęstwo, złą wolę, fałsz. To nie są ludzie kierujący walką. Motłoch drapieżny i bezwzględny, chciwy i zawistny. Cokolwiek dotyczy mojej osoby, nic im nie zawdzięczam, kiedy oni mieli moje i moich ludzi wyniki. Kiedy należało natężyć pracę do maksimum w okresie branki młodzieżowej, bezradnie milczeli.
Sergiusz: 151.
Aparaty kretów, kogutów i srok, opuściły ręce. W pobliżu kolei zabito - któregoś dnia - bojowca. Broń, melina itd. Człowiek oddany na śmierć – padł. I odarty z ubrania - leżał kilka dni - jak wściekły pies. Dlaczego Organizacja nie przedsięwzięła uprzątnięcia zwłok? Dlaczego nie zrobiono pogrzebu katolickiego? Dlatego, że postępowanie ich pozbawione jest cech wzniosłych. Zabity, niepotrzebny. Każde zetknięcie się z K.O. i wspomnienie o tym, powoduje niesmak. Ba! Obrzydzenie! Podobna historia oddziałów partyzanckich. Nieufność, upór, tępota, nieuczciwość – znamionowały stosunek K.O. - do leśnych powstańców. Odeszli Niemcy! Nowy cios. Naiwność i krótkowzroczność „elity”, nie miała granic. Oddali się jak niemowlęta, jak kurczaki. Zawisnąłem na moment. O nie! Mnie ujawniać się nie wolno. Droga walki zatrzymała mnie. Nie było wtedy nikogo. Resztki „Dworu” zdrętwiały, ogłupiałe ciosem bolszewickiej polityki. Stoję wobec dawnych wrogów. Musi dojść do walki na śmierć.
Sergiusz: 152.
Litwini zajmą poprzednie stanowiska. Ci sami Litwini. Wrócą i postarają się odnaleźć mnie. Przychodzą wspomnienia wszystkich dni w chatce. Ciemnia brudu i pcheł. Dym i smród wlecze się, dusi – leżę na ławie. Na piecu pluskwy i brud zalepia oczy. Dość miałem jednej nocy. Od pierwszej chwili, stary Biedka - 80 letni olbrzym - polubił mnie. Długo w nocy gadało się o polityce. On był patriotą! „Przychodźcie”! Mówił. Tu bezpiecznie, ani pies nie zabresze. Tam spotykaliśmy się, czasem organizowaliśmy głodowe uczty z samogonem. Na łące stał browar „Wincuka”. Tu spokój. „Dąbek” rył swoim dostojnym nosem łąkę: „Co za piekielne ciemności i to przeklęte błoto”. Co za pomysł, dać mi czterech ludzi i kazać czekać rozkazu na sabotaż kolejowy. Sekcyjny minerów! Zdurniał dziad. Aha - za mądry jestem - trzeba być zdyscyplinowanym. Więc postanowiono mnie wetknąć. Właśnie przyszły te głodowe święta B.N.
Sergiusz: 153.
Nie wytrzymaliśmy w chacie. Dwie ulice dzieliły nas od znajomych. Zjedliśmy, wypiliśmy i traf chciał jakiejś awantury. Banda litewskich policjantów biegła ulicą. Do kogo? O! Źle! Bydlęta walą się prosto na nas. Jeden sus i jestem za przybudówką. Czekam. Sekunda, naprzód! „Wincuk” przepadł gdzieś. Raz, dwa, trzy trzaski i dwa trupy. Jak na takie tempo - dość. Już mnie nie było. „Wincukowi” zaciął się instrument, wycofał się w ostatniej chwili. Wściekli policjanci w odwecie, zastrzelili spotkanego przechodnia. Śledztwo nie dało wyników. Znów spokój. Siedzę w chacie. Kupiliśmy drzewa i słoniny. Stary może sobie pozwolić. Jesteśmy gotowi do drogi. Zorganizujemy sobie placówkę własną i oddział bojowy w barwach SSS-u. Święto Trzech Króli przyniosło niespodziankę. Walizka „Wincuka” gotowa. Moje rzeczy zmieszczą się w kieszeni. Kto to może być? Rewolwery pod poduszką. Instynkt alarmuje. „Uwaga”! „Jak? Zobacz”! „Wincuk” poszedł. Mignęła „skórzanka”.

No comments: