Total Pageviews

Friday, October 17, 2008

Olgierd: 5-19

Warszawa-Praga, 1938r.

Sergiusz przemawia w dniu 1-go maja z ramienia NPS (Narodowej Partii Społecznej).
Sergiusz z delegatkami na Kongresu Legionu Młodych. Kraków 1938r.

Sergiusz, jako student dziennikarstwa w Wa-wie.

Olgierd: 5.
1937-09.Po zwolnieniu się z pułku, udaje się do Warszawy. Zapisuje się na studia do SGH (wyższej szkoły handlowej). Korzysta z gościny p. Wścieklicy, dziennikarza, wielbiciela talentu malarskiego Mariana (brata S.). Odwiedza pp. Buczowskich. Ludzie ci, wydają się mu sympatyczni, są mu pomocni.
1937-10-05. Przy poparciu ministra, Mariana Zyndram-Kościałkowskiego, otrzymuje pracę w US (Urzędzie Skarbowym). Będzie studiował i jednocześnie pracował. Znajomi przychodzą mu z pomocą. Konkluzja: „Życie, ostatecznie, nie jest tak ponure”.
1937-10-13. Jest urzędnikiem państwowym X klasy. Z przesłanych mu pieniędzy, udziela bratu, na farby. Trwa okres wystąpień przeciwżydowskich. „Mnie, młodzi od pałek, nie odpowiadają”.
Olgierd: 6.
Pracuje i uczy się, ale pisze: „Jest w mózgu komórka, która nie jest zadowolona. Zaczęła żyć i rozwijać się w wojsku, teraz dojrzewa”.
1937-10-28. „Mieszkanie prawie mam w Domu Akademickim”. Na skutek starań, przeniesiony jest do US na Nalewkach, a więc, raczej gorzej. Chodziło mu o pracę w pobliżu szkoły. Pensja 154 zł. Przedstawił naczelnikowi swemu, że na wieczorówkę uczęszczać nie może i prosił o zwolnienie z pracy dwa razy w tygodni - o godz. 14:30 - ponieważ posada ma służyć mu jako środek utrzymania podczas studiów. „Na wszystko - z gorzką miną - zgodził się staruszek”. O bracie pisze: „Maryś stał się prawdziwym socjalistą, słyszałem jak krzyczał: „Precz...”! Płaszcza jeszcze nie posiada. Z sekretarzem swego urzędu miał scysję z powodu nie wydania pewnych dokumentów. Sekretarz wyraził się: „Pracując, nie należy studiować”. Wyraża zainteresowanie „ruchem”, ale na razie udziału nie bierze.
1937-11-17. „Stosunek mój do wydarzeń politycznych, zmienił się od czasów szkolnych. W sprawach zasadniczych, bardziej zaostrzył się. Śmieszą mnie wybryki paniczyków. W oczach oburzonych Polaków oraz Polek, jestem przyjacielem Żydów. A to z tego powodu, że witam się i rozmawiam z Żydóweczką. Żydzi mają mnie za boga. Postępuję mimo wszystko uczciwie, nic nie powiedziałem, aby mieli podstawę do powzięcia o mnie dobrej opinii. Z innej strony, w domu Wścieklicy, w towarzystwie inteligentów, degeneratów, zboczeńców, kosmopolitów i Żydów komunistów, czuję się endekiem. Brałem wszystko do serca, staczałem walkę wewnętrzną, dwa ostatnie lata były dla mnie okresem ciężkiej próby. Odwiedziłem wiec PPS. Podnosili pięści, wygrażali. Śmiałem się z tego. Tam, tak szczekają, jak szczekają gdzieindziej - jak tam - gdzie ja patrzę. Lecz ja nie patrzę na nich, ale na drogę, która będzie najlepsza. Sprawę płaszcza załatwię z pewną piękną osobą, którą kocham. Ona mnie też”. Marian mówi o bracie, że jest grobowo poważnym. Serż uskarża się na błędy w pisowni. „Nie mam zdolności zastanawiać się nad literami. Powinno się pisać, jak się chce, byle treści nie zmieniać”. Nauka i praca męczą, sypia 5-6 godz. Pisze: „A może będzie wojna”? Prosi o zaufanie do siebie, bo zasiłek z tej strony bardziej jest potrzebny, niż pieniądze. „Praca nie daje zadowolenia, poznaję czerń żydowską”.
Olgierd: 7.
1937-12-15. „Duch kształcił się we mnie sam. Łamał się, też sam. Spotkałem ludzi, dla których - jeżeli na nich się nie zawiodę - będę żył i walczył. To tłum. Pospolity, polski robotnik. Walcząc o jego dobro, walczyć będę o sprawiedliwość. Rozpocząłem pracę w szeregach odnowionej partii Grały. Narodowa Partia Społeczna. Mam pewne zastrzeżenia, że tak prosto została zatwierdzona, gdyż przed trzema laty zamknięto ją (Błyskawica). Nie pracuję dla człowieka, lecz dla idei. I pójdzie walka, niech tylko ogień idei wsączy się w mózgi i do serc. Hasło przewodnie, wspólny front robotnika, chłopa i inteligencji pracującej. Jako jeden z cierpiącej masy, staję w szeregach bojowców. Tylko, czy można być z obecnymi przywódcami szczerym, czy nie jest to robota Komisariatu Rządu? Z miejsca sprzeciwiłem się, aby w odezwach pisano: „Precz z ONR, ZMP, PPS”, bo to czyni już nas małymi, partyjką, której zadaniem jest szczekanie i bałaganienie”. Pracuje porozumiewawczo z ONR i z ZMP. Wierzy, że ci, co uczciwie myślą, będą zdecydowani na prowadzenie wspólnej walki. „I oczywiście, robię już z miejsca w Młodej Wsi. Od dziś uczęszczam na kurs referentów naszej partii. Ze zdrowiem, źle. Otrzymałem dwutygodniowy urlop zdrowotny. Przepracowanie i pozostałości nerwowe po wojsku”. Uprawia gimnastykę. „Znalazłem się w szeregach ludzi z którymi pójdę i których poprowadzę. Potrzebuję tylko rad i pomocy ludzi bliskich – takich - jak stryj i tatuś. Sposoby przeprowadzenia akcji, włącznie do zamachu. Od paru lat, głównym przedmiotem mego zainteresowania jest polityka, los rzuca mnie w tę stronę”.
1937-12-29. Jest zmęczony, uczyć się nie może, cierpi na bóle głowy. Dużo czyta, wszystko, co się trafi pod rękę. „Wilię spożyłem z Hanką u mnie. Nie bywam nigdzie, nie lubię ludzi. Trzeba było urodzić się na pustyni, czy w dżungli i tam pozostać. Przed staniem się apatycznym, ratuję się fantastycznymi myślami, głucho oczekującym 1-go urzędnikiem. Udaje mi się to, ale ta walka z samym sobą niszczy mi siły”. Obiecuje sobie zmienić pracę na inną, ciekawszą. „Gdy, wprawdzie krótko - bo około trzech miesięcy - pracowałem jako robotnik, rozmowa z robotnikami przy pracy równoważyła tępotę samej pracy. Są chwile, że zdaje się poświęciłbym się dla tych ludzi bez zastrzeżeń, ale są też chwile, gdy do ludzi i spraw społecznych odczuwam niechęć. Ta inteligencja pracująca, to niby i my – urzędnicy - toż to takie mendy, że dla nich palcem nie warto ruszyć.
Olgierd: 8.
W takim urzędzie każdy jest swołocz i myśli tylko o tym, żeby nogę podstawić koledze. W dochodowym, gdzie pracowałem, zacząłem przeforsowywać szczerość, ale tu brak słów! Wszyscy - od kierownika do woźnego - kręcą, szepcą, knują, szkalują się wzajemnie. Zresztą, ja jestem narodowym komunistą”. Pisuje wiersze. Chodzi o treść i efekt w słowach. „Czasem coś wygłoszę, bo chcę wyrobić w sobie śmiałość. Ogień, który czuję, słabnie, gdy mam przemawiać na zebraniu. Nie jest to trema, tylko brak wprawy. Żyję nieco przygnębiony, proszę się nie smucić. I tym razem wyjdę cało, złemu potrafię zaradzić. Haneczka nie jest ciężarem, zresztą na różne zawody jestem zahartowany. Uczuciowy jestem do szaleństwa i nie tylko w sprawach miłosnych. Mniemam jednak, że to mnie nie zgubi. Głupi fałsz nie może przyczynić się do zbliżenia, zwłaszcza, że szczerość jest najczulszą moją stroną”. Incydent z podch. Władysławem Tomaszewiczem, jaki miał miejsce przy odjeździe z pułku w związku z biletami kolejowymi, znalazł rozwiązanie w sądzie honorowym z ojcem podchorążego, pułkownikiem Januszem Tomaszewiczem. Kocha się nadal w koleżance, Haneczce. Urzędowanie, nauka, praca w organizacjach. „Jestem czymś, czuję, że jestem potrzebny. Praca ta daje mi satysfakcję”.
1938-01-15. „Pracuję pilnie, nie sprzeciwiam się rozkazom kierowników. Nadchodzi okres egzaminów. Z nauki jeszcze nie zrezygnowałem. Do galopu więc. W Warszawie błoto. Oczywiście, przeziębiony jestem, ale wolę błoto, niż mróz. Ta mała dziewczynka o której pisałem tatusiowi, leży teraz na moim spartańskim łóżku i dodaje mi bodźca. Mówi, że kocha mnie. Ale, czyż można wierzyć? One są tak przewrotne i kłamliwe”.
1938-01. „Płuca myślę leczyć w lecie, w górach. Teraz mam was zaskoczyć. Z woli wszechmocnego losu stało się tak, że nauka ugrzęzła. Gdybym był inny - pogodziłbym pracę z nauką - ale inny nie jestem i dlatego, zamiast całym wysiłkiem woli zmusić się do ślęczenia nad materiałem, zachorowałem. Piłem żelazo, czułem się słaby, nie mogłem odegnać snu zmęczenia. Miałem najlepsze chęci. Z niesamowitą wiarą łaziłem do szkoły. 18-go stycznia zachorowałem na zapalenie oskrzeli. Nie mogłem zaliczyć przedmiotów. Jest się urzędnikiem..., praca to straszna. Z obrzydzeniem wróciłem do biura. Teraz jest łatwiej znosić to wszystko, bo czuję wiosnę, odradzam się... . Ożywiam się tylko na pewnych zgromadzeniach. Nareszcie doczekałem się prawdziwej pracy. Mówiłem do ludzi-zwierząt, do różnych z ulic Warszawy.
Olgierd: 9.
Praca ta daje mi satysfakcję. Latem pojadę na obóz, jako instruktor. Wypocznę, wzmocnię się na słońcu”.
1938-02-06. „Szczerze chciałem uczyć się i pracować, ale okazuje się, że samo pragnienie jest czynnikiem niewystarczającym. Można się uczyć – pracując - ale wszystko inne trzeba odłożyć na później, zgnieść w sobie zainteresowania sprawami większymi. Urzędniczyną nie zostanę. Wyższe wykształcenie otwiera drogę, ale o niczym nie decyduje. Chorobliwa konieczność pcha mnie w oznaczonym kierunku. Myśl o przyszłości, to myśl bezpłodna. Zostałem przyjęty do Narodowej Partii Społecznej. Jako jednego z nielicznych studentów przyjęto mnie serdecznie i cierpliwie słuchano chaotycznych myśli, które rzucałem monotonnie, sam znudzony i odgrodzony od audytorium mgłą. Mało mam w sobie skłonności do świata inteligencji. Otrzymałem zlecenie wzięcia udziału w zebraniu robotniczym. Znów zetknąłem się z szarymi ludźmi, którym złowieszczo błyskają ślepia. Ostatni poprosiłem o głos. Zwróciłem się głównie do młodych, komunizujących. Osiągnąłem, czegom sobie życzył. „Bielecki” będzie potrzebny”. Uskarża się na stan zdrowia, lecz mówi: „Jestem pełen optymizmu na przyszłość. Dobrobytu nie potrzebuję. Chodzi o pomoc w pracy – wskazówki - bo czasu nie ma, pali się”.
1938-03-08. Koniec z wyższym wykształceniem na rok 38. Zerwał ze szkołą z powodu licznych trudności. „Po co zresztą? Tatuś wskazuje potrzebę zapewnienia sobie bytu. Ale, proszę wziąć pod uwagę mnie - moje uparte ja - może błędnego rycerza, a może człowieka podchodzącego do życia najwłaściwiej. Odpycha mnie tatuś od działalności politycznej. Student, tak
bardzo ludziom nie imponuje. Przemawiam jako zwykły, jako jeden z wielu. Nie podnoszę siebie we własnych oczach, posiadam samokrytycyzm. Pochlebstwa odrzucam. Od ludzi słyszałem zdanie, że jestem urodzonym demagogiem. Wstyd by mi było, gdybym się przyłapał na zabawkach w narodowca. Nie jestem człowiekiem interesu, ani nauki. Jestem człowiekiem życia i walki. Szukam ludzi podobnych sobie - powiedzmy - straceńców. Ze zdrowiem lepiej. Jadam systematycznie - sypiam jak suseł - chyba, że nocuje wariat, którego chcę mieć specjalnie na noc, aby uodpornić się nerwowo. Niesamowity, nieludzki, zwierzę. Krzyk jego wyprowadza współlokatorów z równowagi do tego stopnia, że potem nie znajdują spokoju. A ja oto ćwiczę. To, co piszę, jest odbiciem obrazów, jakie powstają w mojej wyobraźni”. Na pożegnanie zapytał mnie: „ONR, czy nie ONR”?
Olgierd: 10.
Na nasze wspólne szczęście, była to prawda.
1938-04-03. „Okoliczności zmusiły mnie do występowania jako bojowca. Partia rozrasta się. Posyłam deklarację tej rewolucyjnej partii, której kierownictwo nie jest sprzedajne. Obracam się wśród robociarzy i bezrobotnych. Praca, jak przedtem nauka, zaczyna być przeszkodą. Postawiłem sobie za zadanie ruszyć całą wartościową młodzież. Czy mam talent, to rzecz inna, ale w tej pracy czuję się w swoim żywiole.
Nauki nie porzucam w przyszłości zamierzam studiować nauki polityczne. Przeszkodą główną stała się konieczność pracy w partii. Niemałą rolę odegrała tu Haneczka. Skończyły się czasy studenckie. Przez to samo stałem się bliższy ludziom. Zdobyłem popularność. Spostrzegłem, że młodzież nic nie robi. Rozpocząłem pracę nad nią. Nauczyć myśleć, oto pierwsze zadanie. 1-go maja wychodzimy na ulicę w celu odebrania dnia święta komunistom. Z bratem, pokrewnych ideałów nie mam, jestem najbardziej nacjonalistą i socjalistą. Jestem szczery. Haneczce nie mogę poświęcić zbyt wiele czasu, gdyż bywam u moich rodaków w dzielnicach bardzo odległych”.
1938-05-07. Młodzież demokratyczną nazywa tępymi niewolnikami. Niby ideowiec - kocha Kraj, chce być Polakiem - mimo to, nie daje się przekonać. „W partii uważają mnie za rewolucjonistę i tak jest. Znalazłem tu ludzi, którzy się nie cofną”. Opowiada o zdarzeniach 3-go dnia świąt, kiedy na zebraniu - podburzone przez Narodową Demokrację męty - dokonały napaści. „Chcę związać takich, którzy się na wiele ważą, ale otacza mnie nędzna, bezduszna banda, która nie zdobędzie się na nic. Do inteligencji wstręt mój wzrasta. W partii jestem popularny. 1-go maja manifestowaliśmy na Pradze. Pp. dygnitarze uznali, żeby NPS znalazła się na uboczu, a żydowska PPS reprezentacyjnie w śródmieściu. Ale nic! Przemawiałem z samochodu. Nikt nie strzelał do nas, a tyle napływało gróźb. Uczyć młodzież, oto nasze zadanie. Oświecać, ubojawiać, ujmować w karby organizacji, wpajać dyscyplinę. Pracuję nad sobą, czytam. Przyświeca mi idea walki zwycięskiej, bezkompromisowej. Tyle wysiłków marnuje się, lecz energia nie może się wyczerpać”.
1938-05-16. „Oto w pracy awansuję, jestem kierownikiem młodzieżowym”. 14 maja - zwolniony na ten dzień z biura - udaje się do Krakowa na kongres Legionu Młodych w celu poparcia projektu przystąpienia LM do OZN, do służby młodych mjra. Galinata.
Olgierd: 11.
„Zbliżyłem się do robotniczej młodzieży tej sanacyjnej partii i dalejże podburzać przeciwko pp. komendantom. Ta mała sanacja doskonale przyjęła metody ojców. Nie dali mówić w sprawie żydowskiej i w sprawie proletariatu. Kongres został zerwany. Już coś robię. Jestem chudy, twarz zaczyna czernieć. Sypiam 5-6 godz. Obecnie zdradzam Haneczkę z szaloną żoną. Trudno o przywiązanie. Skończę na szubienicy, albo na ulicy, ale też stać się może, że mi kraj polski i ciasny lud ten, zbrzydnie. Mam prawo walczyć z prawa tego korzystam. Na świat patrzę sceptycznie. Niezależnie wezmę od życia wszystko. Porwała mnie fala od spokojnego brzegu i niesie do celu”.
1938-07-01. „Rozstaliśmy się z Marysiem, jak dwaj przyzwoici bracia. Odsłoniłem mu rąbek mojej udręczonej duszy. Na naukę potrzebny jest czas, pieniądze i regularny tryb życia. Uważam, że i na mnie ciąży odpowiedzialność za okropny los ludu polskiego i nie mogę, by nie nieść doraźnej pomocy młodym, często wykolejonym. Obywatelom Rzeczpospolitej należy się krwawy bal, żeby zrozumieli konieczność sprawiedliwości. Wyrobiłem się na dobrego mówcę”. W tym czasie kierownictwo partyjne rozjechało się. Grała na Śląsk, Szczękulski do Łodzi, K. do Postaw. Pozostali uczynili dywersję, pracując na korzyść Stronnictwa Narodowego. „Zobaczymy, co będzie dalej, dobierzemy ludzi i wykuwać będziemy drogę, może dla morza krwi. Mam tu trzech ludzi, zdecydowanych na wszystko i jednego zaufanego bojowca. Może Bóg zemsty powstał. Głupi nie jestem, mam zakonspirowaną chytrość w sobie, ale wybiegów nie szukam. Ludziom nie wierzę. Mnie tu podobno wszyscy lubią, prócz kierownika, żandarma. Też dobry swołocz. Chwilową satysfakcją jest trzymać ludzi pod władzą, kierowć ich myślami. Gdy trwa to zbyt długo, wyczerpuje, wyjaławia”.
1938-09-25. „Zapisałem się do Wyższej Szkoły Dziennikarskiej. Sprawa najciekawsza, zapisałem się do ZMP. Mianowany zostałem komendantem oddziału Warszawa-Północ. Sam się oceniam, jako najpoważniejsza siła do awansów. Dzielnica najgorsza. Muszę zorganizować błyskawicznie i ludzi przywiązać do siebie. Raz trzeba rozpędzić się, a potem skoczyć! Mam wolę parcia naprzód i posiadam warunki. Postanowiłem stworzyć grupę własną zwolenników - własny oddział wykonawczy - który dla mnie zrobi dużo”.
Olgierd: 12.
„Dziś, 24 września, zwolniłem się z biura i poprowadziłem 10 ludzi na PKO, gdzie odbierają pieniądze. Hanka czekała na mnie do 9:30. Nie przyszedłem, bo pierwsza organizacja, a potem dziewczyna. Mnie potrzebna jest inna kobieta. Ta jest zdrowa i wesoła, ale drobnomieszczańska. Znajduję w sobie zalety i wady. Jestem podły i szlachetny jednocześnie. I to, i to, jest dziwnie bliskie mnie. Wiem, że młodzi Polacy są opieszali, niezdecydowani, wobec tego sam rozpocznę organizowanie pracy, robotę w terenie. Wyszukam obiekty, które dam niszczyć. W tej pracy nie wolno mieć skrupułów. Nie mam już filozoficznych, beznadziejnych bolączek. Walczyć, to główny cel. W moim oddziale zastałem bałagan nieopisany. Opanowałem sytuację, muszę zagarnąć ich zaborczość. Żyję jak asceta, na Żulińskiego 5 u staruszki, ambasadorowej. Wykłady się rozpoczęły. Żydzi stanowią 20%, dużo jest kobiet. Może uda mi się uniedostępnić dziennikarstwo Żydom. Mam zamiar skończyć, jeżeli nie nastąpi coś nieprzewidzianego. Ale pragnienie walki – gorączka - ogarnia mnie. Dziś chcę bić pięściami, jutro mówić, wyć do ludzi, do tej tępej, śpiącej zgrai. Bić tych i tych, niszczyć ospałość, palić bałwany. Mam i tu, i tam, wrogów. Na terenie partii i szkoły. Na terenie robotniczym chcą mnie wrogowie zatłuc. W PKO przeprowadziłem terrorystyczną akcję, wylewałem swoją nienawiść. Po co? Żeby rozbić, dać możność wyładować się ludziom. Muszą czuć szacunek i dla pięści komendanta. Muszę coś zrobić. Plany mam gotowe. Z Hanką skończyłem, dość mam jej kaprysów. Fizjologicznie jest mi obca, nie chce, nie pali się. Jest zimna i udaje cnotliwą. Obecnie, znów wróciłem do ideologii skrajnego nacjonalizmu. Idę do bezkompromisowej walki. Niszczyć wroga doszczętnie. Zrobię sobie mundur ZMP, piękny, granatowy”.
1938-10. „Chcę i muszę pracować, ale w urzędzie skarbowym nie nadaję się. Po biurze - niech go diabli! - idę do szkoły. W partii, przeniesiony zostałem do propagandy. Szerszy zakres działalności i inicjatywa, i pęd niespokojnego ducha. Muszę pracować, muszę oddawać swój ogień, muszę widzieć, jak budzę i zarażam sobą dusze ludzkie. Zwłaszcza tych, co zagubili wiarę i cel, i stali się obiektem frymarki na jarmarku politycznym. W ciągu ubiegłego roku poznałem dużo i wyleczyłem się z niektórych niedomagań duszy”.
Olgierd: 13.
„Nabrałem doświadczenia i silnie stoję w szeregu zawsze walczących. Idę
bez złudzeń i bez młodego entuzjazmu, lecz z siłą przekonania i
wewnętrzną potrzebą walki”.
1938-10-10. „Resztę skrupułów zostawiłem do decyzji czasu, wraz z moją nową miłością”.
1938-10-14. „Pisanie jest przeżywaniem, a więc, uśnięcie jest niemożliwe. W ZMP pracuję. Znów nadchodzi fala pożądania walki, jak tej, co zabrała mnie z SGH. W partii jestem komendantem dzielnicy. Wystąpiłem parę razy przeciw xx i Stronnictwu Narodowemu, które dziś wprowadziło bojówkę na zebranie. Ci sami i mnie kopali, ci sami napadli na nas w Al. Ujazdowskich. Sprzeciwiłem się SN, wyraziłem oburzenie. Jestem odważny, gotów byłem odeprzeć napaść. Co za bicie Żydków! Ja chcę, albo prawa, albo pożaru. To, co robią endecy, to gówno. Postanowiłem zwalczać SN na każdym terenie. Jednak za wielu jest karierowiczów, żebraków, każdy chce mieć coś za to. W wezwaniu do Żydów postawiłem moje warunki. Oni się do nich zastosowali (w Wyższej Szkole Dziennikarskiej). Byliśmy na obiedzie u ministra, (Mariana Zyndram-Kościałkowskiego), kilkanaście osób, przeważnie krewni. Od 20-go, jestem w doskonałym humorze, żyję czarnym chlebem ze smalcem. To trzy razy dziennie. W szkole jestem naogół spokojny. Przypuszczają, że jestem niebezpieczny. Byłem na „fuksówce”. Bawiłem się do rana w otoczeniu wrogów partyjnych, endeków. Dałem profesorowi wiersze do przeczytania. Uzyskałem pochwałę. Stwierdził, że mam talent poetycki. Zaproszono mnie na wtorek, na wieczór do Koła Literackiego. Zacznę interesować się więcej literaturą i poezją. Jak będą potrzebowali mnie w organizacji, niech proszą. Pragnę odrzucić od siebie wszystko to, co absorbuje bezpłodnie. Proszę wierzyć w dobrą gwiazdę moją. Życie może być piękne. Baba u której mieszkam, nie podoba się nam. Umiem pewne rzeczy przemilczeć, lub nie widzieć. Zeszłą niedzielę spędziliśmy u ministra. Walcowali..., nam to wydało się śmiesznym. Maryś – oczywiście -ma ogromne powodzenie. Został zaproszony do Wacława Kościałkowskiego i ja z nim. „Proszę z bratem”, co za upokorzenie! Ha! Ha! Polityk taki, to zero, ale nie jestem zazdrosny o geniusza naszego. Twój syn jest mianowany teraz zastępcą referenta propagandy i prasy na m. Warszawę. Muszę tylko porwać do pracy odpowiednich ludzi. Mimo to, władze ZMP nie znają mnie jeszcze. Ale teraz już się dam poznać. Jeszcze o obiedzie. Maryś trochę niepolitycznie, przyznał się do bojkotu wyborów”.
Olgierd: 14.
1938-11. „List otrzymałem. Jest mi wesoło na duszy. Czasem choruję. Pić by wódkę i zdechnąć w rynsztoku. Badam siebie. Nie jestem bydlęciem. Chcę oddalić się od przeklętej rzeczywistości, którą stwarza fałsz cywilizacji. Spętani ludzie padają na pyski. Tych psów mam dość w kreacji kulturalnych kukieł. Chciałbym żyć inaczej, chociaż, może jestem gorszy od wielu. Chciałbym zmian, mnie nudzi po miesiącu, co innych może długo bawić. Tak jest z pracą, polityką z innymi sprawami. Opuszcza mnie często chęć do pracy. Upiłem się raz po świńsku. Mała Haneczka za bardzo mnie kocha, bardzo mi przeszkadza dobre serce. Czasem lituję się nad krzywdzonymi, czasem są mi obojętni, jak niepotrzebne rzeczy. Zmieniam się, oddalam się od wszystkiego, co mnie otacza. Łapię się często na kawałach niepospolitych. Trochę wariuję. Chora fantazja człowieka, który chce czegoś innego, niż ma. Bić łbem o mur! Praca polityczna słaba. Cielęta - wśród których znalazłem się - to typowi Polacy, o których mówi się: „Leniwy złodziej”. Twierdzenie, że koszula bliższa, niźli kaftan, bzdura! Można chodzić bez koszuli, byle w zgodzie z naturą. Tzw. bydło polskie, czy bydło żydowskie! Co oni mnie obchodzą! Wstrętny mi jest duch materializmu, wstrętne wyrachowanie. Nie chcę z latarnią szukać ludzi. Pluć i gwizdać! Czytam, chcę urozmaicić życie umysłowe. Może list ten podobny jest do niektórych listów z walk wewnętrznych. Tamto już przeszło: „Ideowość i męka umieściły się w swoich komórkach”. Czasem przemawiam do ludu. Ach! Te dzikie, wściekłe psy, mieli do mnie pretensję, że nie kazałem rżnąć Żydów. Będzie to jedno z ostatnich przemówień w tych barwach. Wpływy szlachetne wywierał tylko Szczękulski. Umiał robić robotę. Potem żałowałem, że tak paskudnie z nim postąpiłem. Przestępcy są lepsi, niż gnoje. Ja cieszę się, że pomimo tego, że jestem poetą, jestem przestępcą w oczach społeczności. Lekko pisać i rzucać ciężary. Cyganki wróżyły mi w Wilnie i w Warszawie. Wiele się sprawdziło, widać los podyktował. Mniemam, że styczeń 39, będzie datą lekko przełomową w moim życiu. We środę - 7-12 - mam być u dyrektora radia”.
Olgierd: 15.
„Ja - nawet z moją pensją - daję radę, ale - jako kierownik propagandy - będę miał dużo więcej wydatków. Pisma, książki, rozsyłanie ludzi. Może kiedyś organizacja mi zwróci, ale teraz trzeba dać. Co dotyczy szkoły, wykłady są ciekawe, bywam prawie na wszystkich. Wypędziłem głupią i grubą Hankę. Brr. Zbrzydła mi nieszczęsna ropucha. Zrobiłem artystyczną scenę i koniec. Kochać, to mało, trzeba we wszystkim mieć wzajemność. Mam teraz drugą Haneczkę, poza tym kocham p. Lidię. Obecnie z łatwością omijam zło, lub depczę obojętnie, a w przyszłość patrzę optymistycznie. Przed chwilą kupiłem wieczne pióro. Wydaję tak po trochę pieniądze, po to są. Czuwam jednak nad tym, by mi wystarczyły do końca miesiąca. Opłaca się kupować tylko rzeczy drogie. Niełatwo zresztą złamać ludzi, którzy dążą do czegoś. Ostatni mój wiersz przeciwko opozycjom - dość mocny - dałem do oceny profesorowi. Kochany Stryju, cześć i chwała silnym, niezwyciężonym. Chcę pracować, bo czuję moc energii, aby wyładować się z pożytkiem”. Mówi o zmianach, jakie zaszły w sposobie podchodzenia do różnych zagadnień, a zwłaszcza do spraw politycznych. „Ambicja zrodziła się już dawno, tylko nie występowała tak jaskrawo, bo przesłaniały ją wybuchy wewnętrznego wulkanu. Nabrałem rutyny w traktowaniu spraw. Ludzi - potrzeby ich i pretensje - oceniam krytycznie, jak zresztą i siebie. Węszę, szukam właściwych przykładów i chcę iść drogą, którą uważam za swoją. Mamusia mnie pytała: „Jakie właściwie są moje poglądy”? Kobieta przecież, inaczej patrzy na te sprawy. Wiem to, że przestałem cierpieć za te miliony, o których tak trafnie - w jednym ze swoich listów - stryj się wyraził. Dobrze, że dali się poznać. Odpowiedzieli mi egoistyczną niewdzięcznością. Ale przecież ja idę dalej i nie łudzę się co do ludzi. Zdrowo patrzymy na świat. Ideału człowieka nie będę szukał, chcę tylko swoje siły zmierzyć”.
1939-01. „Jestem jeszcze gnijącym skarbowcem. Samopoczucie okropne. Jestem wściekły na los. Jeść nie chcę, chcę być wolny. Wyjechać do cholery z kraju. Nawet zdychać lepiej w ciepłym klimacie. Pracuję tyle, co potrzeba, ani kawałka ponadto. Obmierzłe, nudne życie. Prawdopodobnie Maryś obmalował mnie przed wami. Biedny w rozpaczy jest, kiedy mówi o bracie endo-oenerowcu. Śmierć socjaldemokracjom. Niech żyje hasło siły i żelaznej pięści, niech żyje polski lud. Biedny brat mój, słaby i zły. Ja jestem silny (moralnie) i zły”.
Olgierd: 16.
„W organizacji rozpoczniemy akcję planową. Każę bić, niszczyć. Gadanina nie warta grosza. Czasem tylko jawią się słabe pytania: „Po co, o co, dlaczego”? Walka, to mój żywioł. Padnę, ale w walce na ostre. Przejdę, to tylko przez bezlitosne ciosy. Nie mam czasu wyczekiwać, kombinować, politykować. Sadzę z lubością łapy swoje niekształtne i twarz - coraz brzydszą - w najprzykrzejsze wiry. Gdyby inni - tzw. „posadkowicze” - mieli nieco ognia, robota by poszła. Żyję, męczę się, cierpię. Największą przyjemnością jest pisanie listów. Jestem głodny. Czego pragnę, sam nie wiem. Czegoś brak”?
1939-01. „Urzędnikiem więcej być nie chcę. Ruch, inicjatywa, to dla mnie. Zamieszkam od poniedziałku w Grodzisku Mazowieckim. Wypłacili mi za 20 dni, 92 złote. Jestem ponury z powodu wyjazdu Anity. Chyba kocha mnie, bo ja ją bardzo. Gdybym nie był bezdomny, może bym się ożenił. Dalej okropne nieróbstwo. Nie zrobię w życiu nic, chyba okoliczności stworzą jakiś ruch. W pokoju nic, głucho. Dość mam naszczekiwania. W sierpniu, może ćwiczenia wojskowe. Z Narolewskim nie zrywam, przyda się. Marna to kreatura, zdycha powoli. Typ z domu dla starców. Cukier chowa na zapas, kiedy kupuję. Ale książkę, może mu wydadzą. Nie doczekałem się rezultatów starań o pracę z protekcji. Pluję na te wszystkie zajęcia, fachy, kształcenia się. Po co? Chleb mieć, aby nie zdechnąć. Znalazłem kilku przyjaciół, zbliżonych poglądami do mnie. Tak, są ofiarni, zdecydowani, silni. Dzień pracy: biuro, obiad, organizacja, lektura, nauka. Zacznę pisać do tygodnika partyjnego. Z dyrektorem radia nic nie wyszło. Może za śmiały jestem, nie okazuję uniżoności, nie biję pokłonów. Demo-sanacja - stara, czy młoda - obrzydliwa. Mniej przebywam w ZMP, bo nie widzę możności rozruszania kolegów. Dużo miałem wrogów. Wyjaśniło się, uważano mnie za zagadkę. Słano donosy do komitetu głównego, że jestem relegowany z Wilna, komunista, itp. Psy szczekały, a ja milczałem. Swoim torem tkwiłem wśród ohydnych, zapijaczonych łobuziaków warszawskich. Teraz jestem niezbędny i to jest pierwszy etap. W okręgu warszawskim, jestem bodaj najlepszym mówcą ZMP. Przeprowadziłem parę akcji propagandowo-bojowych, ale to zero. Koledzy kierownicy boją się, obliczają swoje korzyści. Jestem wciągnięty do bliskiej współpracy z komendantem okręgu warszawskiego, Basińskim. Mgr praw, niezły mówca”.
Olgierd: 17.
„Są tu grupy, które ciągną. Każda sobie. Trzeba wybrać najwygodniejszą, aby się stać wpływowym z tytułu władzy. Chociaż i tak czasem wpływam na decyzje. Chodzi mi o wpływ na ludzi. Chcę wybrać z tego środowiska odpowiednich, dla wielkiej sprawy. Występowałem w Radzyminie, przemawiałem 50 min. Nagrodą były dla mnie uściski silnych dłoni, starych i młodych. Przyjęto mnie i moje słowa. Miasteczko w 50% żydowskie, otoczone cegielniami, a więc pełne związkowców-strajkowiczów. Przemówienia moje są teraz na wyższym poziomie. Moje ambicje są, by ich poprowadzić, ale przedtem nauczyć. Może zawędrują do więzienia, a może na zwycięskie barykady. Sam uczę się, czytam to, co może zasilić moją wiedzę. Mieszkam nareszcie przyzwoicie, mogę wyciągnąć się na tapczanie. Ale zatrzymać Polskę - staczającą się po stromej pochylni upodlenia - chcę. Chcę zmienić psychikę narodu i dać mu w rękę broń przeciw wrogom swoim i obcym. W trwodze i podejrzeniu szepczą koledzy, że mam jakiś cel. Drażni ich milczenie K. (ministra). Durnie, dranie, sprzedawczyki. Chcieliby widzieć mego trupa, hieny”.
1939-01-15. „W komendzie okręgu stołecznego zaczęła się praca. W dużej mierze ja ją prowadzę. Zebrania, wypady uliczne, itd. Dużo dookoła „mądrych”, ci radzą i krytykują. Praca zaczyna dawać zadowolenie, a to już dużo. Na Żulińskiego miałem kilka awantur, raz wywaliłem drzwi do kuchni”.
1939-02-13. „W duszy mojej wrze, umysł pali się, a tak powoli i niechętnie ludzie pracują. Prywatne moje życie nie zmieniło się. Nie kocham się, nie ufam ludziom. Coś musi się zmienić i wtedy będę czuł wartość mego istnienia. Proszę nie pisać budujących uwag (do matki), bo mnie teraz wychowuje duch społeczny. Mam tu kolegę z Wilna, Igor Krzyżanowski. Twierdzi, że tak on sam, jak i ja, jesteśmy wykolejeni”.
1939-03-06. „Siebie i swoje życie, przestałem cenić. Może jestem szczęśliwy, gdy tak myślę. Fantazja chwili pozwoli mi zrobić wielkie głupstwo. Nie dla ludzi będziemy się poświęcać, ludziom przestałem wierzyć. Ja wierzę w ideę i proszę sobie wyobrazić, że opanowała mnie, stałem się fanatykiem. Kto tego nie posiada, nie może brać się do roboty. Największa mądrość, to mądrość Boska, wolna od wpływów fałszywej woli człowieka”.
Olgierd: 18.
„Minister - u którego byliśmy 3-go marca na obiedzie - zwrócił uwagę, że się postarzałem. Czuję się czasem potwornie silnym. Przebrnąć te małe dróżki, zniszczyć i wejść wreszcie na wielką drogę, albo paść. Nie nauczę się cenić tego, do czego nie mam wewnętrznego przekonania. Ja pracuję, proszę nie powtarzać: „Z czasem”, bo nie mamy czasu. Piękności mojej powiedziałem, że jest na drugim planie. Na pierwszym, sprawy polityczne. Zrobiłem błąd. Kobieta młoda, chciała być światem moim. Kocham całość, kocham to, co obejmuje idea. Nie służę ludziom, lecz idei. Dużo mam goryczy, ale drobiazgi nie złamią mnie. Idę naprzód”!
1939-03-31. „Czego chcecie ode mnie? Dawno skazałem się na najcięższą drogę i z niej nie zejdę. Jestem silny, czy nie możecie tego zrozumieć? Mam obecnie przyjaciela, ma 36 lat. Dr filozofii, egiptolog, znawca kwestii żydowskiej oraz religijnych kultów Wschodu. Biedny człowiek. Wszystko co miał, stracił dla ruchu ONR. Patrzymy w przyszłość i zwycięstwo czystej idei narodowej, robotniczo-chłopskiej. Kiedy przystąpimy do otwartej walki, nie wiem. Duże trudności z ludźmi. Załamują się pod byle presją. Ale kiedy zacznę działać, znajdę fanatyków zdecydowanych na śmierć”.
1939-04. „I oto, droga właśnie o którą mi chodziło. Wejść na nią - uczepić się, awansować i studiować - a potem wcielać w życie to, co jest dziś treścią
moich udręczeń. Nie jestem już dyletantem, ale rodzina moja przyzwyczaiła się uważać mnie za chłopaka nierozgarniętego. Jestem dobrym, silnym działaczem. Ale, żeby nie stać się szarym popychadłem - co toruje drogę innym spryciarzom - stosuję właściwą taktykę. Myśl o świecie pociąga mnie i oby marzenia obieżyświata spełniły się. Kocham piękną dziewczynę, która na żaden z trzech listów nie odpowiedziała. Choruję na stałą potrzebę przeżywania”.
1939-04-01. „Przychodzą ciągle zmagania, ale mocno stoję na gruncie ideowym. Znam swój kształt polityczny. Wracam do poezji. W polityce nic strasznego nie zaszło, sytuacja wahała się tylko przez jeden dzień. Hitler plunął demokracji w oczy. Wewnętrzne życie polityczne senne, nikt nie chce robić. Za parę miesięcy będę miał ćwiczenia w pułku”.
1939_04. „Jeszcze solidnie nie zastanawiałem się nad sobą i swoją przyszłością. Ciemna”.
Olgierd: 19.
„Chcę przebudować ustrój Polski, zmienić człowieka i jego stosunek do różnych zagadnień. Wystąpiłem wreszcie z tego związku MP”.
1939-04. „Sprawa, dla której poszukuje mnie policja, nieważna. Prawdopodobnie chodzi o powody wystąpienia z ZMP. Po staremu pracuję w urzędzie skarbowym. Wierzę, że zacznę pracę od 1-go czerwca. Wojny specjalnie się nie przewiduje. Ale, czy wszystko to warte podzwrotnikowej, dzikiej puszczy, jednego zdziwionego zwierzątka i cudnego błękitu nieba”?
1939-04. „W niedzielę - 30-go kwietnia - będziemy u ministra na obiedzie. Kocham się w pięknej dziewczynie, której na imię Ita. Stała się boginką w kulcie, który ma opanować Stany Zjednoczone Europy. Kult! „Ita-moore”, bogini życia i śmierci. Boginka ma piękne, brązowe włosy. Usta, które bym całował wiecznie. Pisuję wiersze, posyłam do oceny. Myśli moje, są myślami tułacza”.
1939-04. „Dlaczego nie studiuję na WSD? Nie ma tam nic, co by porwało mój umysł. Otoczony jestem książkami Narolewskiego, dra filozofii, którym się opiekuję. Korzystam, bo chcę nabrać smaku intelektualnego. Dzielę się z nim jedzeniem i tapczanem. Nie mogę mu dać więcej. Chyba to, że do wszelkich zagadnień odnoszę się z entuzjastycznym lekceważeniem, czyli ożywiam go. Dziewczyna - w której się kocham - jest ładna, pięknie zbudowana i ma piegi. Pragnie w skrytości ducha, bym był wielkim człowiekiem. Te gry, które przesunęły się przed moimi oczyma w ciągu dwóch lat, nauczyły wiele. I dziś śledzę zebrania i ważę słowa prawych i lewych prowokatorów. Na wieczorze literackim wyklęto mnie. Byli też wielbiciele i obrońcy. Czytałem: „Czerwony wiatr”. Grożono pobiciem i zgnojeniem w więzieniu z Tuwimem i Słonimskim. Będę pracował i będę szedł dalej”.

No comments: