Total Pageviews

Friday, October 17, 2008

Olgierd: 1-4.

Margarite, Sergiusz, Marian, Przemysław i Olgierd Kościałkowscy.

Sergiusz, Przemysław i Marian Kościałkowscy.



Olgierd: 1.
Sergiusz urodził się dnia 15-08-1915r. w Orle.
1930-07-26. Z matką Margaritą na wakacjach w majątku Sobotniki - pow. Lidzki - u pp. Ciemniewskich. Poluje z rogatką na wróble. Pływa korytem po rzece. Pisze: „Przemyk (młodszy brat) zawsze trzyma się mnie, robi wszystko to, co ja. Jeździ konno i nawet kłusa bez uzdeczki”. Czyta Krzyżaków, Quo Vadis, literaturę podróżniczą i inne. „Marysia, młodsza z córek, jest bardzo skąpa, ale niewiele nam to szkodzi, gdyż idziemy do grochu, marchwi i ogórków”.
1931. Na wakacjach w Kopściowszczyźnie - na pograniczu sowieckim - u pp. Kalinowskich. „Obraziłem się na p. Kalinowską za to, że nie zaprosiła mnie do stołu razem z gośćmi. Utrzymanie mam skromne, wiejskie, lecz niezliczoną ilość owoców”. Trzęsąc gruszki, spadł z drzewa. Z biblioteki państwa Kalinowskich przeczytał wszystkie książki. ”Bardzo mi się chciało otrzymać od Tatusia cośkolwiek przez Staśka, ale trudno! Jak nie ma, nie trzeba. Czuję się tu dobrze”.
1933-12-12. „Od początku roku zbieram na buty narciarskie”.
1934. Pomimo zakazu władz szkolnych, występuje na ringu. Otrzymuje dyplom mistrza pierwszego kroku. Czuje się zdrów i silny. Z Marianem (starszy brat-malarz), stosunki układają się źle z powodu wygórowanych żądań i niestosownego zachowania się brata. Interesuje się sprawami domowymi. Waży 64 kg. Przerwał boks. Na półrocze dwójek nie ma. Bracia zostają sprowokowani przez narodowców z „Błyskawicy”. Miało to miejsce w teatrze. Jako smagli, przyjęci zostali za Żydów. Uczy się w gimnazjum Czackiego. W drugim półroczu przechodzi do Mickiewicza, do kl. 7. Sportami zajmuje się niewiele. Czuje się doskonale. „Obchodzę się bez przyjemności”. W tym czasie przechodzi silną grypę. Nauki idą łatwo, nieco trudniej matematyka. Szkicuje kolegów. Na zaproszenie - w okresie ferii - udaje się na prowincję dekorować salę. Uskarża się, że musi wykonywać niektóre prace w domu, „kiedy inni palcem nie ruszą”. „W szkole sztuk pięknych - przy ul. św. Anny - pozowałem. Zarobiłem 30 zł”. Pieniądze zbiera na wycieczkę w góry. W lecie planuje wyjazd na obóz PW, następnie wędrówkę po Kraju.
1935. Cieszy się z powodu zdania przez Przemyka egzaminów do gimnazjum Mickiewicza. Przebywa na obozie w Grandziczach.
Olgierd: 2.
Jest st. junakiem. Ćwiczenia, gry, „jak zwykle i wszędzie, jest mi dobrze”.
1936-07-10. List żołnierski ze Szkoły Podchorążych Rezerwy Kawalerii w Grudziądzu. Marźnie. Życie nie smuci, ani też daje zadowolenie. Z kolegami nie zaprzyjaźnia się. „Są płytcy”. Poznaniacy nie są szczerzy. Prosi o przysłanie kawałka sukna do czyszczenia siodła. „Tu bowiem, żołnierz wszystko musi kupić”. Uskarża się na ćwiczenia piesze. Wini kolegów, którzy boją się koni. „Moja jazda jest prawie bez zarzutu”. Z dowódców jest zadowolony. Z racji obchodu 15-lecia szkoły, jest powołany do dekorowania sali na uroczystość święta kawalerii. „Od jutra rana idę pracować do kasyna, gdzie 20-30 żołnierzy Żydów będą wić girlandy (1000 m.). Nadzorcą miał być Polak z 2-go plutonu, ale wobec nieumiejętnego obchodzenia się z ludźmi, wziąłem sprawę w swoje ręce. Chciano tamtego pobić. Ohydnie leniwe żydowstwo, uporczywie nie chce pracować. Spokojnie narzuciłem im swoją wolę”. Z kolegami nie jest na stopie zażyłej. „W izbie mojej atmosfera naprężona. Zresztą, są mi obojętni. Nie przedstawiają materiału wartościowego, jako potrzebna, budownicza młodzież. Mam już pięknie dźwięczące ostrogi, długi płaszcz świąteczny. „Agata”, moja towarzyszka, jest bardzo ostra i złośliwa, ale mnie pozwala nawet na oczyszczenie jej kopyt. Uroczystości odbyły się. Dekoratorzy zostali zaproszeni przez rotmistrza Karneckiego na bal w charakterze służbowych. Jedli doskonałe potrawy. Niestety i ja brałem udział w pijatyce”. Obserwował: „jak to oni bawią się i błyszczą”. „Nie zaimponowało mi to, nie chciałbym być wśród nich”. Po przyjściu do izby spostrzegł brak niektórych rzeczy osobistych. „Na uroczystościach 15 października, szkoła nasza wystąpiła z wielkim powodzeniem. Zaprezentowała się lepiej, niż zawodówka. Przeklęte mrozy, błoto, przyprawiają mnie o zły humor. Powietrze koszar ciężkie jest do zniesienia. Choćby najcięższa droga, ale droga wolności. Chociaż właściwie nie jest tu tak ciężko, o wiele lżej niż np. w elektrowni. Och, ileż to razy z przyjemnością rozbiłbym czaszkę tym paskudnikom, przeklętym paniczom, którzy do ludzi prostych w stajni odnoszą się, jak do bydła. Im bardziej poznaję ludzi, tym więcej, tym dalej, wchodzę w życie. Poznaję niesprawiedliwość, kłamstwo, zbrodnię. Te małe zadraśnięcia są tak wymowne, tyle dają myśleć, tyle cierpieć!”.
1936-07-11. Święto kawalerii Huberta. Bieg myśliwski.
Olgierd: 3.
„Tym razem pocieszę Was, nie piłem. Po powrocie zabrałem się do układania pijanych kolegów. Jeden z kolegów zamierzył się stołkiem na pewnego krakowiaka. Odrzuciłem napastnika. To był niejaki Antosz, zamierzył się więc na mnie. Porwałem go za ramiona i rzuciłem na łóżko. Ani razu nie straciłem tu panowania nad sobą. W listopadzie znów uroczystość, gdzie weźmiemy udział jako kawaleria, na koniach”.
1937-05-15. „Biedrusko. Wyszkolenie bojowe. Życie przyjemniejsze. Nie ma wykładów, które są męczące, jak przerywany sen. Ze słońcem czuję się doskonale, pod każdym względem. Mieszkamy w barakach. Mamy piętrowe łóżka. Ja – oczywiście - na górze. Ostatnio ogarnął mnie zapał do walki z RKM-em. Niczym jest trud noszenia, gdy się ma później silne emocje. Szukam takich wrażeń, aby urozmaicić sobie życie. W dyskusjach występuję stale zaczepnie, bo dużo mi się tu nie podoba. Ludzie - nawet z wykształceniem uniwersyteckim - są ciężcy w rozmowie. Przejęci duchem żołnierki, ograniczają się do rzucania przekleństw”. W odróżnieniu od kolegów, nie nudzi się. Czyta, prosi o książki francuskie. Mówi o swoich zdolnościach wojskowych. Uznaje, że bat jest konieczny. Do służby w wojsku jednak nie skłania się i mówi o szkole handlu zagranicznego we Lwowie. Zapytuje: „Czy nie będzie to jeszcze jedno zmarnowane życie”? „Zimno jest przykre, tak łatwo mnie łamie. Tymczasem trzymamy się w ciężkiej pracy, ja w bezpiecznych koszarach. Ale na mnie przyjdzie czas”. Kolegów - nie interesujących się sprawami społecznymi - uważa za element niższy. Za kilka tygodni ma opuścić koszary. „Będę bogatszy w doświadczenia, będę miał poglądy bardziej skrystalizowane”. Cieszy go, że służba wojskowa jest na ukończeniu. Budzą się zainteresowania społeczne. Ideologicznie czuje się bliższym Związku Młodzieży Polskiej. Ambicją jego jest poruszenie młodzieży do walki ze złem. Myśli o rozpoczęciu pracy w tym kierunku. W biegu lekkoatletycznym nie celuje, natomiast lubi silne emocje. „Atak kawalerii. Od tej zabawy nie mam zamiaru uchylać się. Obowiązki spełniam dobrze, ale sól prawdy, którą otwarcie rzucam w oczy, stwarza mi nieprzyjaciół”. Tęskni do życia wolnego. Zadaje pytanie, jaki jest cel jego życia? Odpowiada z przekonaniem, że życie jego musi mieć jakąś wartość.
1937-06-16. „Jesteśmy w ciągłym ruchu. Zmęczenie fizyczne niejednego zwala z nóg. Ja nie narzekam na słońce, ono mi daje energię. Za parę tygodni wracamy do Grudziądza, jeszcze za parę, do pułków.
Olgierd: 4.
"W tym okresie miałem możliwość przekonać się, że potrafię dowodzić. Zmieniłem postępowanie. Stałem się „pistoletem”. Daję chłopcom w skórę, bo przekonałem się, że z takimi, jakimi są nasi, inaczej nie da się pracować. Bat jest konieczny. Łatwo mi jest przystosować się do najcięższych warunków. O wojsku zdania nie zmieniłem. To praca nie dla mnie. Ludzie patrzą jednostronnie na rzeczy dla siebie niewygodne. Zniechęcają się niesprawiedliwością. Stałem się bardziej pesymistyczny. Przychodzi pytanie: „Jaki jest cel mego życia”? Moje myśli i rozmowy z samym sobą... . Dowódcy drżą w oczekiwaniu gen. Wieniawy-Długoszewskiego. Jest postrachem. W tym tygodniu mamy ostateczne egzaminy w szkole”.
1937-06-24. Interesuje się sprawami domu. Do stryja (Juliana-poety) odnosi się serdecznie. „Czeka nas jeszcze defilada, popisy bojowe w obecności gościa, króla rumuńskiego. Wypadek przypieczętował moją porażkę na polu sportowym. To przekonało głupiego, acz najsympatyczniejszego oficera, że sabotażystą nie jestem”. Zemdlał na bieżni. Cucono go - polewając zgrzanego – zimną wodą, co spowodowało zapalenie gardła.
1937-08-29. „Pasowano nas na żołnierzy Rz.P. Przysięga, defilada, przepustki. I znów minie tydzień, a potem trzy miną, jak sen. Im dalej, tym lepiej jest w szkole. Nie znaczy to, że wojsko spodobało mi się. Odpowiada mi rozmaitość ćwiczeń, zaczynamy pracować jako dowódcy. Jedynie w polu znajduję ciekawsze chwile. Ale samo to nie jest wojskiem. Zawsze ci sami - nieprzyjemni - oficerowie i podoficerowie. Mimo dawnej chęci, nie odczuwam dziś zapału do wojska. Nie mogę zrozumieć w czym tu jest przyjemność. Czasem po prostu stawiam opór”.

No comments: