Total Pageviews

Friday, October 17, 2008

Sergiusz: 182-186

„Fakir” z łączniczkami NN.

Sergiusz: 182.
I wciąż prosiły o udział w wyprawach. Zniechęcały się do pilnowania spraw miasta. Tam tyle błota na każdym kroku. Zabrałem „Kotkę” głównie dla znajomości kilku punktów i posiadaczy broni. Los nie dał jej wrócić. Poległa w nocy 23 października 1944 roku od bratniej kuli. Ludzie „Mścisława” rozpoczęli strzelaninę na ślepo. Poległa. Cześć Jej pamięci!
„Zosia” załamała się, ale może jeszcze coś się z nią da zrobić. Od miesiąca - czy dwóch - staram się o kontakt z K.O. przez nią. I nic z tego. Żar walki wygasa w niej, tak mi się zdaje. Dawniej - od świtu do nocy - szła, szukała, starała się. Teraz, byle co ją zniechęca. Dlaczego? Nabrała niechęci do ludzi u steru. To nic. Chcę, żeby porozumiała się.
Dnia 19-11-44 otrzymała kategoryczną prośbę (bo ja dotąd zachowuję formy towarzyskie). Mianowicie: ma zawiadomić o potwornościach, na które sobie pozwalają bolszewicy. Jak dotąd, wszędzie mi powtarzają, że walczyć z nimi nie można. Głupstwo karygodne. Oto jaka sytuacja.
Sergiusz: 183.
O mieście - władze wiedzą - aresztowania. Nie, nie! Powtarzałem postokroć: „Bolszewicy nie mogli sie zmienić. Zbrodnia wrosła im w krew”. Na prowincji – terror. Niszczą ziemię, las, gospodarstwa, ludzi. Wyłapują, biją, zabijają. Łapanki, urządzane są, jak na dzicz. Ofiarą padają najprzyzwoitsi. Zabierają dobytek - roztaczają śledztwo – wywożą. Jeżeli nie przeciwstawimy sie czynnie, wyludni się Wileńszczyzna. W każdym razie zabraknie Polaków. Do tego dopuścić niepodobna. Dlatego zwróciłem się do władz K.O. o zalegalizowanie - mającego powstać - oddziału samoobrony. Czekam ostatecznej odpowiedzi. Parę miesięcy wstecz zwracałem się do naszych władz z opracowanym projektem uwolnienia więźniów łukiskich: „Wilka” i innych oficerów. Czy ktokolwiek z obecnych się zainteresował? U dołu tak, byli ochotnicy. Ale komendant „Ryngraf” - zdaje mi się powiadomiony o ważnej sprawie z którą chcę się doń zwrócić - narobił tyle przeszkód, że stało się to niemożliwe. Miałem pisać listy, czekać, łazić za łącznikami – od jednego, do drugiego – a byłem bez dokumentów.
Sergiusz: 184.
Niebawem sprawa stała się nieaktualna. Jak to dobrze, kiedy można uniknąć ryzykownego posunięcia. Wyrachowanie góry, jest czasem zabawne. A ileż buty? Jakby z Bożej Łaski piastowali władzę niepodzielną, absolutną, itd. Niestety, nie zyskali jeszcze postępowaniem swoim szacunku: ani społeczeństwa, ani żołnierzy. Powinni wykazać czynami swoją wartość. Tych, nie ma. Zobaczymy co dalej. Ale siły w nich, nie podejrzewam. Tymczasem 15 km od mojej meliny znajduje się 150 łapaczy. Enkawudzistów z psami. Wyniki przedsięwzięć, mają podobno wspaniałe. No trudno, muszę czekać. W niedzielę, dn. 19-11-1944 nastąpiła pierwsza scysja między mną i „Czechem”. Zwróciłem dziewczynce uwagę i to go poniosło. Nie wprowadziłem stopy wojskowej, jedynie towarzysko-koleżeńską. Wielu ludzi w takim położeniu zapomina się. Myślę, że nie będzie miało to następstw. Zabawni mi się wydają ludzie, którzy wynajdują powody do cierpień. Kategoria ludzi jęczących, niezaradnych. W młodzieży – przecież - tak mało energii i inicjatywy. Moje wyprawy krajoznawcze nauczyły mnie bardzo dużo. Musze wykształcić sobie ludzi. Każda wyprawa kosztowała mnie dużo zdrowia. Muszę zawsze być we wszystkich punktach wysiłku.
Sergiusz: 185.
„Jur” i „Ornak” - jedynie - zdali egzamin sprawności, a liczyłem na więcej spośród inteligencji, którą kooptowałem. Ze środowiska wiejskiego - zwłaszcza byłych partyzantów i żołnierzy - wydobędę większy procent wyborowych. Oceniając zdrowo położenie, postanowiłem nie dopuścić do spotkania. Omijałem też skrzętnie okazji. Przeszliśmy tereny Niemenczyna, Bujwidź, Majszagoły, Rzeszy, Podbrzezia. Zapuściliśmy się na „Białoruś” i Litwę. Po każdej wyprawie kilkudniowy wypoczynek. Ostatnie wycieczki nosiły charakter raczej organizacyjny. Dość mam tych wypraw i wygodnego wypoczynku. Pragnę powołać tych wszystkich, którzy chcą zemsty na bolszewikach. Ja mścić się pragnę na nich, także za siebie. Czyżby załamała się wola czynu? Czyżbyśmy zapomnieli mordów i męczarni dokonanej na braciach i ojcach? Może nie zapomnieliśmy, ale czujemy się bezradni. Bezwład. A co robią setki - conajmniej - młodzieży? Włóczą się, kryją, wpadają. I idą do „Berlinga”. I ta kwestia przyjęła dziwny obrót. Początkowo zabraniano wstępować w szeregi zdradzieckich wodzów. Co teraz? Zakaz istnieje w dalszym ciągu, ale młodzież masowo pcha się na Białystok.
Sergiusz: 186.
Liczą podobno na jakieś kombinacje. Ale ja wątpię - żeby coś takiego mogło trwać dłużej - kiedy całe Wilno huczy o możliwościach krycia się i wstępowania do A.K. na tamtych terenach. Fakt, faktem, że coraz mniej ludzi. Padamy bez walki, bez protestu. Czego nie zgarniają bolszewicy, zgarnia Berling. A my - nasze wysiłki - idziemy na marne(?). Wszyscy Polacy - zdolni do władania bronią - opuszczą ziemię, która - rzecz oczywista - straci charakter naszej ziemi. Ha! Do Berlinga z szumem poszedł „delegat rządu” (we Lwowie?). Zdrada! Śmierć takim! Niestety, diabli go nie wezmą i zostanie dygnitarzem u „Wandy”. To już więcej, niż gruba komedia. Jakich to ludzi umieszczano na odpowiedzialne stanowiska? A teraz nasi oficerkowie. „Starża” i „Mścisław”, również spłynęli do Berlinga. Jak brzmią rozkazy okręgu u licha, czy nie ma żadnych sankcji? I mnie przecież, skłaniał na karierę facet i jakie jeszcze horyzonty. Idźcie do diabła!

No comments: